Świat pędzi, a my wraz z nim. Spieszymy się idąc na spotkanie, czekając w kolejce w aptece czy sklepie. Spoglądamy często na zegarek, bo gdzieś już mamy być, a stoimy jakby w miejscu. Zatrzymanie, milczenie – to dziś dla wielu nieosiągalne, wprost niemożliwe wydarzenie. Czy pędząc zyskujemy czas? Chyba nie. Bo często tracimy go na rozmowy telefoniczne, odbierane zdjęcia czy informacje niekonieczne. Świat ciągle w pośpiechu wkrada się do naszych domów, rodzin i wspólnot.
Można śmiało powiedzieć, że gdyby dziś, w XXI wieku, żył Edmund Bojanowski to byłby aktywny w social mediach, pewnie miałby bloga zamiast Dziennika, a może i nawet konto na Instagramie czy Twitterze. W czasach gdy żył, w XIX wieku, był aktywnym społecznikiem, człowiekiem z pasją literacką i dobrze zorganizowanym sąsiadem. I mimo, że był każdego dnia zaangażowany w wiele zadań, jak np. w posługę chorym w Instytucie – Domu Miłosierdzia w Gostyniu, wśród ubogich gotując zupę z przepisu Rumforda, zaangażowanym literatem zbierającym przysłowia ludowe, współtworzącym czasopisma – umiał się zatrzymać. Nie po to, by odpocząć, ale by nabrać ducha. I im bardziej był zaangażowany na rzecz bliźnich, tym więcej czasu spędzał na spotkaniu z Bogiem i samym sobą. Bo miłość rodzi się z milczenia, a cisza wewnętrzna jest tak naprawdę największą wolnością człowieka.
Edmund jako człowiek świecki dał przykład jak planować dzień, by był w nim czas dla Boga i drugiego człowieka. Był przekonany o tym, że: to co przez modlitwę osiągnąć zamierzamy, jest żywym i gorącym ducha naszego natężeniem. Modlitwa jest istnym nerwem chrześcijańskiego życia (B-k-2, k.63). W prowadzonym przez siebie Dzienniku zanotował, że modlił się: nie słowami czy myślą, ale natężonym uczuciem całego serca. W swoich pismach bł. Edmund Bojanowski poświęca uwagę modlitwie myślnej, czyli rozmyślaniu, medytacji. Sam szukał sposobu pogłębiania wiary, w czym pomagały mu kontakty z kapłanami. Jako człowiek świecki raz w roku odprawiał rekolekcje po kierunkiem Ojców Jezuitów w Śremie. Dowiadujemy się o tym czytając Dziennik 10.03.1856: cały dzień zszedł mi błogo na modłach, milczeniu i rozmyślaniu, na coraz większym oderwaniu się od zewnętrznego świata, a z głębszym wewnętrznym skupieniu. Wzmianki o odprawianych rekolekcjach znajdziemy pod datami 9.03-12.03 1856 r, 14-17.04. 1857 r. To, co sam przeżył i czego doświadczył na modlitwie, przekazywał siostrom, gdy powstało Zgromadzenie Służebniczek. Świadczą o tym przepisane w Notatkach rozmyślania z Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Nie tylko je praktykował, ale też polecał, by je stosować.
Patrząc dziś z perspektywy całego jego życia należy podkreślić, że bł. Edmund miał głęboką świadomość celu życia na ziemi. Być może pomocą były dla niego przeżyte rekolekcje i medytacje z Ćwiczeń duchownych. Modlitwa, milczenie i wewnętrzne skupienie pomagały mu odkrywać, jak zapisał w Notatkach (B-k-2, k.67), że rzeczy stworzonych o tyle tylko używać należy, o ile one dopomagają nam do prawdziwego służenia Bogu. Patrząc na jego oddawanie wszystkiego, począwszy od majątku, po czas, talenty możemy powiedzieć, że uczył się zachowywać obojętność wobec rzeczy stworzonych. Wybierał te, które prowadziły go do zdobywania dóbr duchowych. Umiał rezygnować z przyjemności, np. z prenumeraty czasopisma literackiego, aby zaoszczędzone w ten sposób pieniądze oddać na rzecz sierot. To było owocem jego nieustannej pracy nad sobą, codziennej praktyki rachunku sumienia. Dziennik prowadzony niemal każdego dnia nazywał swoim rachunkiem sumienia. Znajdował czas, by spojrzeć z wdzięcznością na każde wydarzenie dnia, na spotkania, rozmowy, myśli i uczucia. Ktoś patrząc na Edmunda, który ciągle jest w drodze ku człowiekowi, mógł nieraz pytać siebie: skąd u niego tyle spokoju, empatii, wrażliwości duchowej? To owoc jego codziennej, wytrwałej, wiernej modlitwy. Eucharystia była jego miejscem zjednoczenia z Bogiem. To zjednoczenie przenosił na każde spotkanie. Uczył się słuchać trwając na modlitwie i milczeniu w czasie rekolekcji. Nie musiał tego robić, ale czynił to, bo wiedział, że to Bóg jest wszystkim, a on jest tylko Jego narzędziem. Św. Jan Paweł II podczas spotkania ze Służebniczkami w Watykanie 10.06.2000 roku, w rok po beatyfikacji Bojanowskiego, powiedział, że z miłości do Boga bł. Edmund czerpał siłę do służby, jego miłość do ludzi rodziła się z głębokiego zjednoczenia z Bogiem. W życiu bł. Edmunda miłość do drugiego człowieka dojrzewała podczas modlitwy przedłużonej. To dzięki modlitwie i codziennemu rachunkowi sumienia jego życie wydawało owoce. Jak podkreślił św. Jan Paweł II podczas przywołanego spotkania w Watykanie 2000 r. „sprawy Boże były dla niego równocześnie sprawami ludzkimi, a miłość Boga miłością człowieka”.
Dziś, gdy z wdzięcznością wspominamy życie bł. Edmunda Bojanowskiego, obchodząc Jego liturgiczne wspomnienie, na nowo sięgamy do jego tajemnicy świętości, z której możemy zaczerpnąć natchnienie do naszego życia. Dziś potrzeba nam wyróżniać się wewnętrznym wyciszeniem pośród głośnego gwaru świata. Dziś, mimo, że potrzeb służby jest tak wiele, trzeba łączyć zaangażowanie apostolskie z czasem tylko dla Boga. Dziś potrzeba nam ogromnej czujności, by chwile milczenia chronić przed byciem w sieci zawsze i dostępnym dla świata zawsze i o każdej porze. To jest nasza droga ascezy dnia codziennego, jaką praktykował i polecił praktykować bł. Edmund Bojanowski. Hojność naszego czasu dla Boga i z Nim będzie owocować wiernością.
Błogosławiony Edmundzie, w 149. rocznicę Twojej śmierci:
poprowadź nas na drogi codziennego milczenia,
odkrywania wartości dni skupienia i czasu rekolekcji;
zawstydzaj nas i prowadź ku odkrywaniu wewnętrznego wyciszenia,
które jest drogą do zjednoczenia z Bogiem.
s.M. Katarzyna Szulc