Tryptyk
CZĘŚĆ I – Refleksja nad jeziorem lilii wodnych
Edmundzie byłeś samotny z tym swoim zdumieniem
pośród istot, które się nie zdumiewały
– wystarczyło im istnieć i przemijać
Człowiek przemijał wraz z nimi
na fali zdumień
Zdumiewając się wciąż się wyłaniałeś
z tej fali, która świat unosiła
jakby mówiąc wszystkiemu wokoło:
we mnie jest miejsce spotkania
z Przedwiecznym Słowem-
zatrzymaj się, to przemijanie ma sens
ma sens… ma sens… ma sens…
Głębia sadzawek
w ciszy wydaje swój klejnot
– kwiaty o śnieżnobiałej czystości
ta czystość objawia mi
piękno duszy danej Bogu
jakże przedziwna to biel
biel Orszaku Baranka
który zaczyna służebny pochód
między wiejskimi zagrodami
czysta biel – światło o przejrzystości kryształu
w myślach, mowie i czynie
światło promieniejące nad jasnymi głowami strzech
wystrzelające
ponad ziemskie rozumienie rzeczy i zjawisk
światło zamknięte w płatkach wodnych lilii
przypominasz mi
że z błotnego grzęzawiska wydobył mnie Pan
by usta dzieci i niemowląt
oddawały Mu chwałę
dzieci – ich pokora i prostota
wystrzela ponad ziemskie rozumienie rzeczy
jak światło
nad nimi unosi się Duch Prawdy
bo rozległe równiny ich serc
są bez sterczących wyniosłości
o światło
które prostotą bieli przeszywasz nasze początki
jesteś żywą przeszłością
przeszywającą swym blaskiem teraźniejszość
o światło
rzuć na nas snop najczystszy prostoty
byśmy jej bogactwem opromieniały teraźniejszość
byśmy z jej bogactwem spoglądały w przyszłość
CZĘŚĆ II – Rozmyślanie o powołaniu
Zanurzony w rozmyślaniu
nad swoim powołaniem
czuję bezkres jeziora zamkniętego zielenią
lecz czy możliwy jest bezkres świętości
zamknięty w chorym ciele
wchodzę wzrokiem w twoją głębię jezioro
z głębi mego serca wyłania się Głos
jakby kwiat o śnieżnej czystości
Głos wzywa bym w swej niemocy
pozwolił działać mocy Stwórcy
z tego Głosu jak z jeziora wyłania się
kwiat Zgromadzenia
kwiat o śnieżnej czystości
złożony u stóp Najczystszej – Niepokalanej
czerpiący swoją najczystszą biel z prostoty
kwiat który choć pływa po bezkresie świata
w swej głębi jest zakorzeniony w woli Boga
który bezkres świętości zamkną w wątłym ciele
CZĘŚĆ III – Edmundowa pamięć cudu uzdrowienia
Światło Nieprzemijalne
dajesz się zamknąć w przemijalnym
służysz Ziemi – Ty
przed którym zgina się każde kolano
Moje kolana trwają zgięte w zadziwieniu
dziwiąc się Promienistemu Wotum
przypomnieniu Światła wyrywającego z nocy śmierci
czymże ty byłaś nocy
czymże ty byłaś dla dziecka nieznającego życia
czy Paschą?
Paschą przez którą mnie przeniosła modlitwa matki i łaska
zapowiedzią codziennego przekraczania
– wchodzenia w plany Obietnico-Dawcy
i tak przepasany codziennym zmaganiem
przechodzę przez morze łąk
do Ciebie Obietnico
trwam na Górze Świętej
uczę się słuchać i wypełniać Słowo
wypełniam je treścią moich zmagań
zanurzonych
jak lilia
w głębi
obietnica wypełnienia pragnienia
obietnica wolności Ojczyzny przez Paschę posłuszeństwa
wolność
rozlana w sercach dzieci
dzieci
nad nimi pochyla się opiekuńcza cichość welonów
wchodzących w czas Paschy
Cichość o barwie prostoty
bez światłocieni
jak trawa zdobiąca Wzgórze Błogosławieństw
Cichość o kształcie radości
bez sztuczno-żywości
jak dziecko uśmiechnięte do wędrówki biedronki
dzieci – wolność rozlana źródłem żywo-czystym
bez zapory zniewoleń
o Dawco Strumieni Wody Żywej
zanurzam ręce
w modlitwie pytania
bo
czuję pragnienie chronienia dzieci – źródeł żywo-czystych
bo
widzę to pragnienie w prostych duszach Służebnych
lecz czy kształt Cichości – biały welon?
jam świecki
jam słaby
a Ty chcesz by Twój Początek
przepływał przeze mnie
chorego
ja z siebie nic – tylko Źródło przepływa… nawadnia
płyń Źródło
niech Twe dzieło przeradza się w rzekę
w jej nurcie
dusze powołane
nurt się rozrasta
nawadnia
żyje
kończy się moje posiadanie czasu
dar czasu upływa – jego ostatnie krople i ostatnie słowa
ostatnie słowa
w nich życie dziejów Służebnic
„kochajcie się”
lecz
rozpocznijcie od źródła waszych serc
kochajcie jego czystość zjednoczoną z Najczystszym
i radujcie się
Źródło zawsze jest żywe
jest żywe… jest żywe…
Część IV Wspomnienie Edmunda na łożu śmierci…
Tajemnico Niewypowiedziana –
przedziwne drogi kreślisz strumieniowi mojego życia
Jak gładki szmer leśnego strumienia
jak cichy szum lasu dochodzący do uszu
jak delikatny powiew chłodnego wiatru dotykający mej twarzy –
tak Ty –
Tajemnico wkroczyłeś w moje omdlałe ciało
by tchnąć na nowo życie – Twoje życie
Słyszałem płacz dziecka
widziałem nędzę ogromną
dotknąłem ciało zniszczone chorobą –
Gdzie jesteś o Przedwieczny
gdzie jesteś Skało nasza
gdzie jesteś Chlebie Żywy
gdzie jesteś Wodo Życia
gdzie jesteś …
– krzyczało moje serce nad brzegiem jeziora
Już wiem! –
wyszeptały mi bose stopy dzieci
pokazały mi wyczerpane chorobą ciała
TY TUTAJ JESTEŚ – SAM!
O Wodo Życia
O Chlebie Żywy mój codzienny –
pokrzep omdlałe ciało
ucisz świszczący oddech mych płuc –
bym szedł –
jak niegdyś Ty wśród zbóż –
by stać się darem…
Wstałem
poszedłem
jakby niesiony wezwaniem płynącym z nędznych chat: pomóż nam
O Panie, Opoko moja
– sam nie dam rady –
wołałem przerażony widokiem ludzkiej biedy
I nagle:
pełen prostoty głos dziecka
śnieżnej białości lilia wodna
matka trzymająca w swych spracowanych dłoniach dziecię
ubogie chaty
młode dziewczęta, których śpiew brzmiał jak radość Elżbiety –
ukazały mi Najczystszą
Najczulszą Orędowniczkę
O Matko moja –
Pocieszycielko mojej strapionej niegdyś matki –
wspomóż i dziś mnie biednego –
bym umiał zaradzić nędzy… – szeptałem… szeptałem… szeptałem…
I widziałem
jak Najczystsza
Niepokalana
dotyka serc młodych dziewcząt
by były –
jak Ona – Służebnicą Pana
O Tajemnico Niewypowiedziana każdego początku i końca
Jesteś o Przedwieczny
Jesteś Skało nasza
Jesteś Chlebie Żywy
Jesteś Wodo Życia
wszędzie tam
gdzie czyste dusze pochylają się
by ochronić
nakarmić
napoić
obmyć
CIEBIE – mającego bose stopy dziecka
zniszczone chorobą ciało
wyczerpane pracą dłonie…
O przebacz mi Przedwieczny moje chwile zwątpienia…
Bądź wielbiony w tajemnicy ludzkiego życia
którego źródło jest w Tobie
Część V Refleksja Służebniczki przy grobie Założyciela
Wielbi dusza moja Pana
za dar Twojego zdumienia Edmundzie
nad tajemnicą ludzkiego przemijania
Ty-
wsłuchany w szept ludzkiej nędzy
pociągnięty żarem pałającego serca
ogarnięty słabością ciała –
uchwyciłeś sens wszelkiego przemijania
„Od dzieci trzeba zacząć odrodzenie ludzkości” –
mawiałeś pochylony nad kartami papieru –
niczym malarz nad płótnem
pragnący
zachwycić pięknem pejzażu
i malowałeś swym piórem –
niczym artysta-
duszę dziecka zachwycającą swą prostotą
płynącą wprost w ramiona Ojca
Naucz i mnie –
patrzeć i słuchać
dotykać i kochać –
Boga ukrytego
w niewinnej duszy dziecka
Boga pokornego
w zdegradowanym ciele młodego człowieka proszącego resztką sił: pokochaj mnie!
Boga cierpliwego
ułożonego na szpitalnym łóżku jak… –
Jezus rozciągnięty na krzyżu – wołający: pragnę!
Boga miłosiernego
oczekującego w drżącym ciele matki na powrót dziecka z bagna rozpusty
Wpatrzona w Źródło Życia
idę
by kochać tych, którzy nie są kochani
zdumiona sensem ludzkiego przemijania
Bóg moim Ojcem
Maryja mą Matką
Tarczą Jezus – mój Oblubieniec
a Słowo jak miecz
I serce z prostotą bije radośnie
by służyć z pokorą
ta służba ma sens…
ma sens… ma sens… ma sens…