„Chorym, jako Chrystusowi Panu w miłości służąc, nie tylko ich ciała posługą chrześcijańską ratować, ale i ich dusze miłością i poświęceniem dla Pana Jezusa budować mają, aby tym sposobem zasłużyły sobie mieć Jezusa Lekarzem dla swej duszy i ciała.” (Reg. 48)
Edmund Bojanowski jako ewangeliczny Miłosierny Samarytanin „dotykał nędzy” spotykając chorego, bezdomnego i odrzuconego. Swoją pełną poświecenia służbą umierającym i chorym przywracał godność przez ogromny szacunek i dyskrecję. Troszczył się również
o sprowadzenie kapłana, aby nikt nie odszedł niepojednany z Bogiem. Z wielką troskliwością pielęgnował chorych opatrując im rany, bo rozpoznawał w nich oblicze Chrystusa będącego w potrzebie.
Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana (Jk 5,14)
Jako duchowa córka bł .Edmunda pełniąc posługę wobec chorych staram się zaspokoić ich potrzeby cielesne i duchowe tak jak czynił to Edmund. Posługa ta wyraża się poprzez różne czynności pielęgniarskie takie jak: podanie leków, pomoc przy spożywaniu posiłków, przy toalecie, sprowadzenie kapłana oraz przygotowanie chorego do przyjęcia sakramentów świętych. Jednak czynione z miłością stają się darem, który pomaga mi dojrzewać, wzrastać w miłości, ofiarować swój czas, uczy słuchać i przekraczać siebie.
Naśladując swego Założyciela, siostry spieszą z posługą samarytańską do ubogich i chorych; troszczą się o ich potrzeby materialne i duchowe oraz przynoszą im ulgę w cierpieniu fizycznym. (K 98)
Życie ma w sobie niewątpliwie coś świętego i religijnego, ale ten jego aspekt nie dotyczy tylko wierzących. Zostało nam ofiarowane przez Ojca w darze jako najwyższy wyraz Jego miłości i w każdych okolicznościach pozostaje ono Jego darem. (Evangelium vitae, 101).
Pochylając się z miłością nad cierpiącymi, uczę się poznawać głęboką rzeczywistość tajemnicy cierpienia. Cierpienie, którego jestem świadkiem jest dla mnie miarą poświęcenia, jakiego się ode mnie oczekuje. Spotykam chorych, którzy leżą w łóżkach szpitalnych, są dotknięci przez cierpienie cielesne, moralne, zaburzenia umysłowe, uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Jest to świat niewidocznych, cierpiących i często spychanych na margines. Dzisiaj jesteśmy w ogniu walki o życie chorych. Walka z pandemią koronawirusa toczy się nie tylko w szpitalach ale także w naszych domach.
Dlatego dzisiaj jeszcze bardziej tego doświadczam, że chorzy mnie potrzebują. Potrzebują mojego uśmiechu, krzepiącego słowa i słuchania tego co mówią. A często stojąc przy łóżku chorego słyszę:
- Siostro bądź przy mnie…
- Nie opuszczaj mnie……
- Zrozum….
- Pomóż….
- Pomódl się…..
Wtedy nasuwa mi się refleksja: oni mi ufają i chcą powiedzieć o swoi cierpieniu, bólu i samotności. Często chorzy w rozmowach powierzają sprawy dotyczące strefy życia prywatnego. Są to informacje, które stanowią tzw. tajemnicę zawodową. Wyjaśniając i przybliżając zagadnienia tajemnicy zawodowej pielęgniarki warto sięgnąć do słownika języka polskiego i scharakteryzować pojęcie tajemnicy. „Tajemnica” to coś tajnego, rzecz, której nie należy rozgłaszać, która nie powinna wyjść na jaw. Tajemnica to wiadomość, fakt nieznany nikomu lub bardzo ograniczonej liczbie osób. Na pielęgniarce ciąży z mocy prawa obowiązek zachowania tajemnicy. Dyskrecja pielęgniarki stanowi więc instrument ochrony intymności chorego.
Dzisiaj pracując przy chorych widzę szczególnie ich samotność. W dobie pandemii, kiedy obowiązuje zakaz odwiedzin, chorzy są zdani na naszą pomoc, ponieważ bliscy nie mogą ich odwiedzić. Jest to niewątpliwie ich wielkie cierpienie nie tylko fizyczne ale również duchowe. Tym bardziej potrzebują oni mojej obecności, zrozumienia i dyskrecji, gdy powierzają mi nieraz trudne sprawy i problemy swojego życia. Potrzebują tego, żeby ich wysłuchać, potrzymać za rękę i po prostu być przy nich. Chorzy bardzo potrzebują wsparcia nie tylko w trudnej sytuacji związanej z chorobą, ale także często wprost mówią o swoich problemach z życia prywatnego. Doświadczają oni często w swoich rodzinach niezrozumienia a nawet odrzucenia. Rozmawiając z chorymi o ich problemach jestem zobowiązana nie tylko do dyskrecji, ale co najważniejsze do udzielenia im wsparcia i pomocy. Zawsze to robię zapewniając o mojej modlitwie za nich i za ich rodziny. Staram się utrzymywać z nimi kontakt bo wiem jak bardzo wpływa to na ich życie i walkę z chorobą. Nie zawsze chodzi tu
o pocieszanie, wzbudzanie nadziei ale sama obecność przy chorym jest dla nich bardzo ważna i cenna. Nie w każdej sytuacji słowa pocieszenia są najważniejsze.
Siostry każdego chorego według stanu i wieku pocieszać mają.(Reg.82)
Ojciec Edmund swoim przykładem poświęcenia inspiruje nas jak pomagać i służyć każdemu potrzebującemu, a szczególnie chorym. Bądźmy dla nich jak ANIOŁY, które czuwają i wspierają swoją obecnością i modlitwą.
s. M. Michalina Biel
FOTO: Obraz fernando zhiminaicela z Pixabay