„Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego, jak siebie samego.”
Wrażliwość na potrzeby innych (empatia)
Mamy zająć się tematem wrażliwości na potrzeby innych, empatii, ale proponuję, by podejść szerzej do tego zagadnienia a więc ujmijmy to jako wrażliwość na całego człowieka, a nie tylko na jego potrzeby. Współczesna psychologia dostarcza nam wiele pomocy w tym temacie, zarówno wskazówek teoretycznych jak i praktycznych rozwiązań. Jako chrześcijanie i osoby konsekrowane nie możemy zatrzymywać się jedynie na humanistycznym podejściu do problemu, ale musimy szukać głębszych źródeł, zwłaszcza w Ewangelii i nauczaniu Kościoła. Podejmując taką problematykę najprościej będzie odnieść się do przykazania miłości. Drugim obrazem pomocnym w tym rozważaniu będzie przypowieść o miłosiernym Samarytaninie z Ewangelii św. Łukasza
Przyszedł sam Pan, nauczyciel miłości i miłości pełen, wypełnić na ziemi swoje słowo i pouczył nas, że w podwójnym przykazaniu miłości jest zawarta cała nauka Prawa i Proroków. Przykazanie miłości powinno być nam znane, bo nigdy nie zostało wymazane z naszych serc i tkwi w naszej świadomości nie tylko wtedy gdy je sobie przypominamy. O nim trzeba pamiętać, je rozważać, jego się trzymać, czynić je i wypełniać. Miłość Boga jest pierwsza w dziedzinie przykazania, a miłość bliźniego pierwsza w porządku wykonania. Chociaż nie oglądamy jeszcze Boga, ale miłując bliźniego stajemy się godni oglądać Boga. Gdy miłujemy bliźniego nasze spojrzenie staje się czyste, aby mogło ujrzeć Boga. Wyraża to św. Jan w słowach: ,,Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi”
,,A kto jest moim bliźnim ?” – zapytamy za faryzeuszem z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Bliźni to każdy człowiek, który jest blisko mnie. Wobec każdego człowieka mam szansę okazać się bliźnim, a zarazem każdy człowiek może zobaczyć we mnie swojego bliźniego.
Należy przy tym pamiętać, że każdy człowiek jest osobą, świadomym, wolnym, przeżywającym siebie podmiotem, obdarzonym z racji swojego ludzkiego istnienia przyrodzoną wartością, którą nazywamy godnością. Więcej, jest on obrazem Boga i ceną krwi Chrystusa. To dusza i ciało, wolność i świętość. Człowiek sam na własną odpowiedzialność wytycza swoje życiowe cele, sam decyduje o sobie. Dlatego nie może się stać przedmiotem niczyjego używania. Człowiek nie jest rzeczą, osobnikiem, lecz osobą, jedynym i niepowtarzalnym ,,ja”.
Bliźni jest godny szacunku, ponieważ jest osobą, dzieckiem Boga. Bliźni jest tak samo rozumny, wolny, autonomiczny jak ja. Ma prawo do własnej drogi życiowej, innej niż moja. Rezygnuję z roszczenia, by posiadać absolutną władzę nad drugim, jak i rezygnuje z uległości wobec drugiego, który będzie przejawiał zapędy władzy absolutnej. Ewangelista Mateusz zapisał złotą zasadę, która w sposób racjonalny porządkuje stosunki międzyludzkie: ,,Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7, 12)
Może podobnie jak faryzeusz żądamy recepty, szczegółowego wykazu osób, które należy uważać za ,,bliźnich”, listy ubogich, rodzin w potrzebie, sprawdzonych adresów ludzi, przed którymi można bez ryzyka otworzyć serce. Tu trzeba przesunąć punkt ciężkości. Centrum nie jestem ,, ja”, ale każdy kto znajduje się na mojej drodze, kto potrzebuje pomocy, zrozumienia, miłości. Podstawowym naszym problemem nie powinna być troska o to kto jest moim bliźnim, czyli, której kategorii ludzi powinniśmy okazywać miłość, lecz troska o stawanie się bliźnimi dla innych. A więc nie chodzi o to, by wiedzieć, kogo musze kochać, ale by zdać sobie sprawę, że wszyscy mają prawo do mojej miłości. Muszę się zbliżyć, muszę stać się bliskim, ,,bliźnim” dla wszystkich, szczególnie dla ludzi najbardziej dalekich. Jedynie w ten sposób zbliżając się, zmniejszając odległość, można usłyszeć ich jęk, odkryć ich cierpienie, odebrać ich wołanie o miłość. Przechodzimy obok, ledwie ich zauważając, przekonani, że ich problemy i udręki nas nie obchodzą.
Współczesny styl życia skłania nas do tego, byśmy przesunęli punkt ciężkości z zainteresowania sprawami bliźniego na zainteresowanie wyłącznie sobą. Inicjatywę wyjścia naprzeciw drugiego bardzo osłabia narastający klimat obojętności w naszym społeczeństwie. Papież Franciszek mówi wprost o ,,globalizacji obojętności”, czyli o współczesnym zjawisku obojętności, która zdecydowanie przekroczyła wymiar indywidualny.. ,,Kiedy my mamy się dobrze i żyje się nam wygodnie – pisze papież – oczywiście zapominamy o innych ( Bogu nie zdarza się to nigdy), nie obchodzą nas ich problemy, ich cierpienia i krzywdy, jakich zaznają… wtedy nasze serce popada w obojętność.
W tej części rozważania przejdziemy do tego co w temacie wrażliwości na człowieka ukazuje nam współczesna psychologia.
Powszechnie znany jest fakt, że pod wpływem uczuć zmienia się nasz obraz świata. Wystarczy wspomnieć, że gdy kochamy daną osobę, jej obraz w naszych oczach pięknieje, a pod wpływem lęku i wrogości obraz tej samej osoby ulega całkowitemu zniekształceniu. W naszym świecie z góry się zakłada, że drugi człowiek stanowi potencjalne zagrożenie. Nie wiemy, czego się możemy po nim spodziewać, Wzrasta w nas czujność, pojawia się pogotowie lękowe, szybko pojawia się podejrzliwość, czy posądzanie o złe intencje. Kiedy już dostrzeżemy i bez oporów zaakceptujemy swój lęk i opór, przypuszczalnie będziemy potrafili odnaleźć w głębi siebie przeciwległy biegun: zaufanie, życzliwość i odwagę. Dzięki tym uczuciom będziemy się mogli otworzyć na drugiego człowieka.
Najłatwiej otworzyć się nam na bliźniego, gdy pojawia się nić sympatii. Sympatia to uczucie polegające na tym, że się kogoś lubi. To przychylny i przyjazny stosunek do drugiego. Nasze zwyczajne stosunki z ludźmi są najczęściej opromienione naszą sympatią do nich i ich sympatią do nas.. O sympatię należy ciągle dbać, pielęgnować ją bo dodaje blasku życiu. Antypatia jest przeciwieństwem sympatii, to uczucie niechęci do kogoś. Nie jest to przyjemne, kiedy odczuwamy w stosunku do kogoś uczucie drażliwości lub kiedy stajemy się obiektem czyjejś niechęci.
Można stosunkowo łatwo rozpoznać po zachowaniu drugiego człowieka, czy nas lubi, czy też nie. Jeśli nie darzy nas sympatią, to się dystansuje, unika nas nie jest chętny do prowadzenia rozmów, jego zachowanie dla nas bywa nieprzyjemne. Czynimy podobnie wobec kogoś, kogo nie darzymy sympatią. Często zapominamy o regule emocjonalnej wzajemności, według której dostajemy z powrotem zarówno pozytywne, jak i negatywne emocje, jakie udało się nam wzbudzić w ludziach.
Bywają także takie zachowania, które wzbudzają powszechną drażliwość i które utrudniają nawiązanie relacji z bliźnim. Należą do nich: narzucanie własnych przekonań ,własnej racji, wywieranie presji, uniemożliwianie dialogu, niedopuszczanie innego punktu widzenia. Inne spośród takich zachowań to: szukanie winnych, niechęć, by wziąć na siebie część odpowiedzialności, obrażanie się, oskarżanie innych zamiast szukania wyjścia z trudnej sytuacji, niewrażliwość na uczucia innych, brak wyczucia, taktu, delikatności, nieliczenie się z uczuciami innych, gruboskórość. Z jeszcze innych: tworzenie dystansu, niedostępność, przytłaczanie wiedzą i doświadczeniem, zastraszanie, dominacja, wyręczanie – traktowanie innych jako słabych, niesamodzielnych, niezdolnych do decydowania o sobie.
Świadomość takich zachowań oraz ich unikanie pomoże nam w nawiązaniu właściwych relacji pomocnych dla bliźnich oraz unikać wzajemnych nieporozumień czy zranień.
W spotkaniu z drugim człowiekiem ważne jest to, aby patrzeć, a nie obserwować, a tym bardziej podglądać. Zasadniczą cechą takiego spotkania ,,twarzą w twarz” jest spontaniczność i naturalność. Twarz jest naga, obnażona, skromna, prawa i uboga. W spotkaniu z drugim nie możemy dążyć do zmieniania drugiej osoby. Taka zmiana jest zawsze skazana na fiasko. Efekt jest przeciwny do włożonego wysiłku. Nie możemy nikogo zmienić. Ludzie i tak są w końcu tacy, jacy są, robią to, co chcą zrobić. Czują się tak, jak chcą się czuć, myślą to, co chcą myśleć, i zmieniają się wtedy, kiedy są gotowi się zmieniać.
Zaangażowanie jest niezbędne we wspólnym tworzeniu relacji. Wejście całym sobą w konkretną relację z drugim umożliwia nam podjęcie wzajemnego psychicznego kontaktu. Chodzi w nim zawsze o obecność ,,tu i teraz”, o jak najpełniejsze doświadczenie kontaktu. Bycie obecnym ,, tu i teraz” oznacza nie tylko przytomność naszego umysłu, ale stan skupienia, uważności, wymaga stworzenia w sobie wewnętrznej przestrzeni dla drugiego. Nieobecność emocjonalna uniemożliwia bliskość. Być obecnym ,,tu i teraz” oznacza odłożenie swoich zajęć i trosk, to zaprzestanie myślenia i mówienia do siebie samego, aby stać się wewnętrznie dostępnym dla drugiego, żeby zobaczyć i usłyszeć drugą osobę, przyjąć ją wraz z jej powieścią, , gestami, ekspresją, emocjami. Być obecnym ,,tu i teraz” znaczy mieć otwarte serce i otwarte oczy. Otwartość jest stanem odczuwalnym.
Doświadczenie ,,otwartego serca” to odczuwanie ciepła, rozluźnienia, miękkości, swobodnego oddychania pełną piersią w kontakcie z drugą osobą. ,,Otwarte oczy” to obszar postrzegany przez innych. Ciepłe, przyjazne, spokojne spojrzenie oznacza życzliwą otwartość na drugiego. Szczere słowa wypowiadane podczas spotkania zwiększają poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, wzmacniają zaufanie i wiarę. Dlatego w życzliwej komunikacji werbalnej staramy się unikać takich słów, które mogłyby drugiemu sprawić przykrość, a sięgamy po takie, które wzmacniają dobry klimat kontaktu.
Ważną umiejętnością w procesie budowania więzi jest empatia i współczucie W języku potocznym często używamy tych pojęć zamiennie. Termin empatia posiada dwa komponenty: afektywny i poznawczy. Pierwszy jest związany ze zdolnością do odczuwania stanów emocjonalnych innych osób. Drugi wiąże się z umiejętnością przyjęcia sposobu myślenia drugiego człowieka, spojrzenia na rzeczywistość z jego perspektywy, zrozumienia motywów, które nim kierują, jako źródeł jego decyzji i postaw. W procesie empatii doświadcza się więc uczuć i doznań innego człowieka, jego sposobu myślenia w obrębie własnego umysłu i ciała. Osoby o wysokim poziomie wrażliwości mają szerszą i bardziej subtelną skalę odczuwania niż inni, a także intensywniej reagują na bodźce zewnętrzne, dysponują niezwykłą intuicją. Odruchowo wyczuwają stany emocjonalne i potrzeby innych. Osoby o wysokim poziomie wrażliwości wnoszą do relacji empatię, wnikliwe rozmowy i wierność. Na skutek nasilonej empatii przejawiają tendencje do nadmiernego obarczania się przeżyciami innych.
Współczucie, chociaż również wymaga pewnego poziomu empatycznej świadomości, wykracza jednak daleko poza nią. Współczucie jest to promieniujące pragnienie pocieszenia, uspokojenia drugiego człowieka oraz uśmierzenia jego bólu i cierpienia. To głębokie poczucie smutku i solidarności w nieszczęściu, to zdolność odczuwania czyjegoś bólu połączona z pragnieniem, aby otoczyć drugą osobę życzliwością, by być gotowym do udzielenia jej pomocy. Współczucie nie pozwala tak po prostu odejść bez konkretnego działania, aby komuś ulżyć.
W relacjach równolegle ważna jest empatyczna czujność na sygnały bezsłowne, wyjście naprzeciw temu, co jeszcze niewypowiedziane. Gotowość okazania współczucia, troski, życzliwości i bliskości. Życzliwość to postawa człowieka, który w sposób niewymuszony i zupełnie bezinteresowny angażuje się, aby komuś wyświadczyć dobro. Człowiek życzliwy udziela uwagi, daruje czas, wiedzę, trud, nieraz rzeczy materialne lub pieniądze, nie oczekując niczego w zamian, ciesząc się, że mógł zaradzić jakiejś potrzebie. Istotą życzliwości jest bezinteresowność.
Wielu psychologów twierdzi, że najważniejszym czynnikiem w pomaganiu ludziom w rozwiązywaniu ich problemów jest zdolność umiejętnego ich słuchania. Doświadczenie tego, że ktoś nie umiał słuchać, zadaje ludziom wiele bólu i cierpienia oraz wyrządza im wiele zła i krzywd. Przeciwnie – doświadczenie bycia słuchanym, przynosi człowiekowi największą ulgę i pomoc.
W słuchaniu drugiej osoby nie chodzi tylko o przyjmowanie i zapamiętywanie tego, co ktoś wypowie, ponieważ człowiek mówiąc wyraża siebie nie tylko poprzez słowa, lecz przekazuje także pewne treści przez swój sposób mówienia, zachowania, wyraz twarzy, gesty. Jest to niewerbalny sposób wyrażania siebie, który może mówić więcej, a niekiedy nawet może zaprzeczać temu, co osoba przekazuje za pośrednictwem słów. Pomagający musi umieć słyszeć i rozumieć to, co nie zostało wprost powiedziane a jedynie znalazło swój ślad w werbalnym lub niewerbalnym zachowaniu osoby. Osoba pomagająca powinna przyjąć rolę ,,milczącego lustra”, tzn. nie uzewnętrzniać własnych reakcji emocjonalnych. Musi unikać za wszelką cenę odgrywania roli łatwego pocieszyciela, czy osoby szukającej względów, jak również nie powinna objawiać swoich lęków i niepokojów.
Często pomijamy istotny element przykazania miłości bliźniego, który mówi, że mamy kochać ,,jak siebie samego”. To oznacza, że miłość siebie jest miarą naszej zdolności do miłowania innych. Bez otwarcia się na siebie, pielęgnowania kontaktu z własnym wnętrzem, stajemy się niezdolni do rozumienia innych.
Być miłosiernym dla siebie samego oznacza zadbać o siebie, mądrze siebie pielęgnować. To stawiać granice nadmiernym przeciążeniom związanym z pracą zawodową czy obciążeniami emocjonalnymi. Dbać o wypoczynek, kondycje fizyczną, zdrowie, równowagę psychiczną. Dbać o siebie to być świadomym siebie, własnego przeżywania. Własnych myśli i emocji. Nauczyć się rozpoznawać w sobie napięcie, niepokój i inne stany emocjonalne i starać się je konstruktywnie rozładowywać. Dbać o siebie to dzielić się z bliskimi swoimi sprawami i przeżyciami, pielęgnować przyjazne relacje. Dbać o siebie to trwać w łączności z Bogiem, który jest większy niż my sami. Dzięki pogłębionej, bliskiej relacji z Bogiem najpełniej się odradzamy i odzyskujemy siły ducha.
Być miłosiernym wobec bliźniego to wyjść naprzeciw jego potrzebom: materialnym, psychicznym i duchowym. Taką postawę odnajdujemy w Ewangelii św. Mateusza: ,,Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” ( Mt 25, 34 –36 ). Jezus w pełni utożsamił się z głodnymi, spragnionymi, przybyszami, nagimi, chorymi i uwięzionymi. ,,Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” ( Mt 25, 40). Słowa te oznaczają, że czyny miłosierdzia są czymś więcej niż tylko wyrazem głębokiego humanizmu. To wyraz wiary w Jezusa Chrystusa, który zjednoczył się z każdym człowiekiem, każdego wybrał na swego bliźniego, nazwał go swoim najmniejszym bratem.
Miłość, empatia, wrażliwość, współczucie, otwartość skraca dystans. Szczegółowy ,,wykaz bliźnich przyczynia się jedynie do zwiększenia odległości, pomnaża liczbę ,,wyjętych spod miłości”. Lepiej więc przypomnieć sobie gest sprawiedliwego Samarytanina. Dwadzieścia siedem kilometrów drogi z Jerozolimy do Jerycha, to wystarcza by przejść prosto, albo się zatrzymać; by ,,pójść własną drogą”, albo zająć się innymi; by pokazać zaświadczenie: ,,Mnie to nie dotyczy”, albo poczuć się odpowiedzialnymi za wszystko i za wszystkich; to wystarczy aby uniknąć ,,kłopotów” albo odpowiedzieć na wołanie cierpiącego świata; zajmować się ,,ważnymi sprawami, albo zająć się cierpieniem innych.
Dwadzieścia siedem kilometrów, na które patrzy Bóg i chociaż mogę sobie wmawiać, że jeśli odejdę, to nikt mnie nie zauważy, biedak, z którego uchodzi życie nie może otworzyć oczu. To jednak Ktoś mnie śledzi, obserwuje mnie Bóg gdy idę drogą. Dwadzieścia siedem kilometrów może stać się moim zbawieniem lub moim potępieniem, a może nawet mniej, wystarczy korytarz, kilka metrów, sala chorego. Wystarczy, by tam był człowiek, który mnie potrzebuje, ta droga z Jerozolimy do Jerycha jest moja drogą, na niej gdy tracę czas, zyskuje wieczność.
Czy nie widzieliśmy tego biedaka?. Możemy powoływać się na ważne powody, by się nie zatrzymać, by uchylić się przed nakazem miłości: krew przecież brudzi, to materiał zakaźny; nie chcę pakować się w kłopoty, ta ciemna sprawa mnie nie dotyczy, muszę zająć się swoimi sprawami,; nawet nie wiem kim jest ten osobnik, to sprawa władz. W oczach Bożych nie mam racji, rację ma ten, który się zatrzymuje, kto idzie dalej błądzi, bo nakazuje zamilknąć sercu.
Samarytanin zobaczył rannego i przeszedł na właściwą stronę drogi, pozwolił przemówić sercu a ono podpowiedziało mu właściwe zachowanie.
Zawsze jakiś człowiek czeka na zakręcie mojej drogi i Bóg zawsze czeka z Ewangelią szeroko otwartą. I na koniec zastanowię się: jaki byłby świat, czym stałaby się moja droga, gdybyśmy byli twórcami miłości jak Samarytanin, gdybyśmy posłuchali polecenia Chrystusa: ,,Idź i ty i czyn podobnie”
Panie, zawsze ktoś czai się na drodze człowieka.
Bandyci, którzy okradają go z godności, nadziei, wolności, pragnienia sprawiedliwości, dążenia do pokoju.
Spraw, o Panie, by ten człowiek, ogołocony ze wszystkiego, mógł stwierdzić, że na tej samej drodze czai się również miłość.
Miłość, która umie się zatrzymać, która umie tracić czas, która umie dać wszystko.
Panie, naucz nas chodzić właściwą stroną drogi.
s. M. Elżbieta Kruczyńska