Święta Bożego Narodzenia z bł. Edmundem Bojanowskim
23 grudnia, 2020

Mało kto dziś prowadzi dziennik, gdzie zapisuje ważne wydarzenia z dnia codziennego. Częściej piszemy bloga, chociaż zdarzają się osoby piszące pamiętnik czy dziennik duchowy. Pisanie pomaga poznać siebie i może być też swoistym rachunkiem sumienia. W taki właśnie sposób pisanie dziennika traktował Edmund Bojanowski. Dziś jest on nie tylko bardzo cennym materiałem źródłowym, ale pomaga nam też odkrywać duchową sylwetkę tego „niezwykłego, a zarazem zwyczajnego świętego z sąsiedztwa”.

Zachęcam do przeczytania jego wpisów związanych z przeżywaniem Świąt Bożego Narodzenia i ostatnich dni roku. Edmund Bojanowski swój Dziennik pisał w latach 1853 do 1871, czyli do roku swojej śmierci. Może będzie to okazja, aby sięgnąć po cały Dziennik, zebrany i opracowany w IV Tomach.

 

  • DZIENNIK, 24 grudnia 1853 rok:

Razem z pokazaniem się pierwszej gwiazdy na pogodnem niebie, zadzwoniono do wieczerzy wiliowej, po której przesiedziawszy kilka godzin w naszem gronie domowem. Dzisiaj ks. Stępiński w Kongregacji powiadał mi ładny szczegół o wilii. Był kiedyś w tym dniu na wieczerzy we Mchach u zmarłego podstolego Bieńkowskiego, u którego był jeszcze zachowywany zwyczaj starodawny kładzenia siana i słomy pod stół. Starzec ten w czasie wieczerzy często milczał i spozierając na siano i słomę zaściełające podłogę, widać rozpominał ubóstwo Narodzenia Pańskiego, bo – jak świadczy ks. Stępiński – spływały mu po parę razy łzy po twarzy, które nieznacznie ocierał. Otóż piękny dowód, że podobne zwyczaje zewnętrzne nie były obojętnymi przodkom naszym, owszem, ku najrzewniejszemu zbudowaniu służyły.

 

  • DZIENNIK, 25 grudnia 1854 rok:

Rano chmurno, odwilż, w nocy nieco śnieg poprószył. Obudzono mię o 4tej. Wstałem o ½ 5tej. Ludwik wypił u mnie kawę i pojechaliśmy jego końmi do kościoła o ½ 6tej. Zastaliśmy jeszcze na koniec jutrzni. Msza Pasterska wyszła o 6tej. Przy trzeciej Mszy św. przyjąłem Komunię św. Potem były drugie trzy Msze zamiast prymarii, podczas których byliśmy z Ludwikiem na kawie. Ostatnia z tych trzech Mszy, jako prymaria, była grana i na tej ostatniej byliśmy znowu w kościele oraz na kazaniu ks. Ministra. Ochroniarki zastałem już na jutrzni i zostawiłem je jeszcze w kościele po kazaniu.

 

  • DZIENNIK, 26 grudnia 1853 rok:

Z rana i przez dzień cały najbystrzejsza pogoda i mróz jeszcze od wczorajszego mocniejszy. Do kościoła pojechaliśmy na Wiel[kie] Nabożeństwo, a stamtąd prosto do Smogorzewa na obiad. Po 6tej wieczorem wyjechałem naprzód z Teofilową, która zapraszając gości na jutro, wcześniej chciała być w domu. Wracając wstąpiliśmy jeszcze do Podrzecza, aby Węsierskich na jutro zaprosić.

 

  • DZIENNIK, 27 grudnia 1857 rok:

Śnieżek znowu trochę poprószył z rana, przymrozek i cały dzień dosyć pogodnie. Byliśmy wszyscy na sumie, podczas której przy dzisiejszym dniu św. Jana, przystępowaliśmy do picia wina św. Jana. Nad wieczorem pojechali domowi z Wincentostwem do Daleszyna.

 

  • DZIENNIK, 28 grudnia 1854 rok:

Chmurno, maleńki przymrozek, śnieżek polatuje. Wstawszy o 5tej poszedłem do kościoła i byłem u spowiedzi. Poszedłem do Instytutu. Woda, idąc teraz przekopanem przez nas rowem, podrywa nieco parkan za domkiem. Odwiedziłem panią Kuleszową. Wstała i ma się wiele lepiej. Z doktorem byłem u chorych. Dzieci, przy dzisiejszym dniu Młodziankowym, miały zwykły obiad z przydaniem strucli i jabłek. Zatrudniwszy się, nie byłem obecny obiadowi. Mówiłem z siostrą Józefą o zupie dla ubogich. Liczy, że kwarta wypadnie najmniej na 2 srg. Od Dobkowej wziąłem do przejrzenia Rok Kościelny ks. Urbanowicza oraz zabrałem Karbonę duchowną dla Ochronki Podrzeckiej. Wspomniawszy sobie, że przed Nowym Rokiem nie będę już pewnie w Instytucie, przykro mi było niezmiernie ostatni raz przed odejściem widzieć poczciwą Magdalenę. – Oby Bóg tę wierną sługę jak najprędzej Domowi naszemu powrócił. Przyszedłszy do domu, zjadłem resztę zostawionego obiadu. Odebrałem z poczty listy od matki Jagusi i od Katarzyny z Baszkowa; oba listy z dnia wczorajszego datowane. Pierwsza, dzięki Boga, zdrowa, chce przybyć do córki na zapusty do Podrzecza. Pisze, że u pani Morawskiej w Konarzewie były dwie zakonnice z Francji i księża, z którymi była na Korpalu obaczyć miejsce na Instytut i kaplicę, które mają po zimie zacząć budować. Józefka, siostra Jagusi, wprasza się usilnie do służby ochronkowej. Katarzyna z Baszkowa opisuje Gwiazdkę. Wcale ładnie ją urządziła. Była szopka słomą pokryta, przy niej dwóch w bieli pastuszków z torebkami i laseczkami, i na gościach nie zbywało. Konstancji matka i Siostry zdrowe. Ale matka Marynki umarła i w sam dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny, została spuszczona do grobu. Ojciec i siostry Marynki zdrowe.

 

  • DZIENNIK, 29 grudnia 1853 rok:

Pochmurno, śnieg prószy. Dziś podobno po raz czwarty od 1 maja nie mogłem być w kościele, a z powodu rychłego wyjazdu z Teofilem do Śremu na agronomiczne zebranie i pożegnania wyjeżdżających także rano Błociszewskich. Około 9tej wyjechaliśmy, wstąpiwszy po drodze do Smogorzewa na bigos, gdzie zastaliśmy i Szczawińskiego, jadącego także do Śremu. Wstęp ten wprawdzie opóźnił nasze zjechanie na czas do Śremu, aleć co w tem – to już zawsze u nas podobno biało nakryty stół jadalny ma pierwszeństwo przed zielonym stołem obrad. – W samo południe stanęliśmy dopiero w Śremie. – Zastaliśmy zebranych kilkunastu członków, po większej części z powiatu śremskiego, z krobskiego myśmy tylko byli i ze wschowskiego Szczawiński. Ponieważ w zawezwaniu członków nie dopełniono form przepisanych, zatem zebranie uznało się niekompetentnem do rozstrzygnięcia zwłaszcza tak stanowczej kwestii, jak była głównym dzisiejszego zebrania powodem: czy Towarzystwo ma się rozwiązać, czy też przyjąć proponowane od naczelnego prezesa statuta. Przy obiedzie mieliśmy solenizanta – ks. Borowicza Tomasza, którego dziś imieniny. Po dawnem niewidzeniu przypomniałem się też dziś sędz. Porawskiemu, którego poznałem jeszcze 1829 r., gdy był referendariuszem w Krotoszynie. Po obiedzie byłem u ks. proboszcza Mentzla, który mi wynurzył swe wielkie zadowolenie z teraźniejszej Ochmistrzyni Ochronki, a szczególniej z nauki religii, w której dzieci Ochronki celują nad szkołą elementarną. Co do podwyżki na utrzymanie Ochmistrzyni, obiecał zarządzić takowe, iżby od Nowego Roku 1½ tal. albo 2 tal. więcej niż dotąd miesięcznie pobierała. Stamtąd wstąpiłem do Ochronki. Znalazłem dzieci wesołe i dobrze kolędy śpiewające. Dowiedziałem się od Ochmistrzyni, iż od p. Steinbrika, kasjera Ochrony, dostała 1 tal. podwyżki na grudzień, ale ponieważ pomimo swego udania się do ks. Proboszcza, nie otrzymała od niego pomocy na urządzenie Gwiazdki, przeto ten talar na Gwiazdkę dla dzieci wydała. – Drzewo opałowe w tych dniach jej przywieziono dębowe i dosyć suche, bom zastał narączko  przy piecu i brałem drewka w rękę, aby się przekonać jakiem drzewem pali. Niektórzy zamożniejsi rodzice ofiarowali Ochmistrzyni parę ciepłych trzewików, inni filiżanki itp. Cieszył mię ten udział, – ale zasmuciło mię, że księża miejscowi tak mało troszczą się Ochronką. – Zostawiłem Ochmistrzyni 2 złp. Wróciwszy do oberży, wyjechaliśmy zaraz wraz z Szczawińskim i wstąpiwszy na kolację znowu do Smogorzewa, przybyliśmy do Grabonoga około 9 wieczorem. Dziś w przejeździe uważałem kilka chat w Mszyczynie zupełnie jeszcze dochowujących rodzaj dawnego budownictwa wiejskiego. Szczytem obrócone ku drodze – z przodu sień, potem izba z oknami na obie strony, wreszcie komora. Szczyty wysunięte, ale nie na słupach, tylko na ukośnych dwóch ryglach  oparte. W Gajewie widziałem jeszcze kilka chałup z szczytami wyplatanymi słomą.

 

  • DZIENNIK, 30 grudnia 1855 rok:

Pogoda i łagodne powietrze przez cały dzień. Byłem w kościele na Mszy godzinkowej i przed sumą wróciłem do domu. Na obiad przyjechał Bork. Po południu pojechałem sankami do Gostynia. Widziałem się na chwilę z odchodzącymi na nieszpory kandydatkami pruskimi. Wyjechałem do Śremu końmi Kłosowskiego o ½ do 5tej. Stanąłem w Śremie po 7. Zastałem w klasztorku zebranych Ojców Jezuitów przy wieczerzy i miejscowego ks. Proboszcza. Przypi[ja]jąc herbatę z czerwonem winem, czytaliśmy świeżo z poczty odebrany „Czas”. Potem dla rozweselenia kolędowego wieczoru, śpiewali Ojcowie dobranymi głosami wiele prześlicznych kolęd domowych i nowo komponowanych. W celi o. Superiora, z nim i z o. Baczyńskim, rozmawialiśmy długo, do 12tej w nocy o naszych Ochronkach i potrzebie osobnego Nowicjatu. Jutro mamy ułożyć porządek dzienny dla Nowicjuszek u Sióstr i dla Ochronianek śremskich.

 

  • DZIENNIK, 31 grudnia 1854 rok:

W nocy wielki wicher i deszcz kropi. Rano chmurne, deszcz przepaduje – wicher się wzmaga ku południowi. Pojechałem z Teofilem na Wielkie Nabożeństwo. Stamtąd Teofil pojechał do Dusiny, ja z chłopcami na obiad do domu. Po południu przyszła Jagusia z Ochronki. Dałem jej spisy żywotów na styczeń i tom Żywotów Św. Warszawskich na styczeń i luty, z którego wszystkie trzy Ochroniarki mają mieć na styczeń żywot św. Agnieszki, wspólnie z Jagusią. Rozpowiedziałem jej znaczenie zwyczaju starodawnego dawania w dniu urodzin jałmużny według ilości lat przeżytych. Ponieważ jutro przypadają urodziny i rocznica chrztu św. Jagusi, a kończy rok 17ty, przeto dostała 17cie trzygroszowych chlebów na wiązarek, aby takowe w następnych dniach ubogim rozdała, zwłaszcza w teraźniejszym, do jałmużny obowiązującym, czasie jubileuszowym. Cieszyło się z tego niezmiernie poczciwe dziewczę. Opowiadała mi także radość matek i dzieci, które – jako najpilniejsze – były zawiezione z podrzeckiej Ochronki na Gwiazdkę do Gostynia. Przeczytałem Jagusi list od jej matki niedawno odebrany, co tem bardziej przyczyniło się do jej uszczęśliwienia na dzień jutrzejszy. Dla ogromnego błota nie poszedłem na nieszpory, tylko Jagusię, idącą do kościoła, zobowiązałem, aby się za mnie szczerze pomodliła. Skoro odeszła, było mi markotno, żem także nie poszedł. To ona w trzewikach iść może, a ja w butach ociągam się? Uczęstowałem ją na odejście podwieczorkiem i serdecznie powinszowałem jutrzejszego Nowego Roku i jej urodzin.

 

Bóg daje nam czas podsumowań i przemyśleń. Jaki był ten rok? Co nam Pan Bóg w swojej Opatrzności podarował, a co zabrał? Każdy przeżyty dzień, tydzień, miesiąc, rok jest okazją przede wszystkim do wdzięczności. Za przykładam bł. Edmunda Bojanowskiego znajdźmy czas na planowanie dnia, tygodnia, roku i uczmy się wykorzystywać każdą chwilę. Niech nie przemykają nam spotkania, których już potem nie będzie, rozmowy, świętowanie drobnych i wielkich wydarzeń.

Dostałam kiedyś taką tabliczkę z napisem „Każdy dzień to 365 możliwości” dopowiem „do czynienia dobra, do świętości”.

s. M. Katarzyna Szulc

 

 

 

Szybki kontakt:

Wyrażam zgodę na przetwarzanie przesłanych danych zgodnie z polityką prywatności

Zgromadzenie Sióstr Służebniczek
Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej
ul. Bojanowskiego 8 - 10, 39-200 Dębica
tel. 14 670 40 51 (sekretariat)
email: sekretariatgeneralny@siostry.net

Delegatka ds.ochrony małoletnich
email: ochrona.maloletnich@siostry.net
Inspektor Ochrony Danych
email: iod@siostry.net

Pekao S.A.
33 1240 1923 1111 0000 2029 2265

tel. 14 670 27 14 (furta klasztorna)
email: debica.bojanowskiego@siostry.net

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Polityka prywatności