Podczas beatyfikacji Edmunda Bojanowskiego św. Jan Paweł II, Apostoł Bożego Miłosierdzia, zachęcał, aby szukać w życiu Błogosławionego odpowiedzi na pytanie, jak czynić życie sensownym i wartościowym. W XIX wiecznej Wielkopolsce, konkretnie w Gostyniu i okolicy, los sierot, najczęstszych ofiar epidemii, wskazał bł. Edmundowi drogę do odkrywania zamiarów Bożej Opatrzności. Aby rozwiązać najbardziej naglące problemy, postanowił wraz z innymi osobami przeznaczyć budynek po Kasynie na Dom Miłosierdzia i tam zorganizować szpital dla ubogich oraz sierociniec. Celem Instytutu – Domu Miłosierdzia była troska o chorych, wychowanie sierot i dzieci. Troszczył się także o odpowiednią opiekę i wsparcie duchowe dla chorych w szpitalu instytutowym. Ogromnie ważny był dla niego aspekt duchowy w służbie na rzecz społeczności lokalnej, a jego działania miały podłoże Ewangelii i apostolatu miłosierdzia. Znaki Miłosierdzia Bożego dostrzegał w codzienności i doświadczając miłości stawał się człowiekiem miłosierdzia.
W swoim Dzienniku 20 października 1855 roku zanotował słowa o konkretnej postawie miłosierdzia i wrażliwości na ludzką biedę. Owa wrażliwość jest szczególnie wpisana w powołanie każdej kobiety:
Byłem w kościele i w Instytucie. W drodze zobaczyłem przy ogrodzie, w rowie leżącą starkę ubogą, która służyła u tutejszego nauczyciela, a teraz oddalona, nie znalazła u nikogo we wsi przytułku i od dni kilku, dnie i noce leży pod gołym niebem. Oto nowy owoc cywilizacji sławionej naszych czasów! Nie posiadałem się od żalu na ten okropny widok. Ale zarazem miło mi było widzieć obok owej nieszczęśliwej, stojącą wieśniaczkę z garneczkiem, w którym jej śniadanie przyniosła. Wszędzie i zawsze kobiety jeszcze najpochopniejsze do miłosiernego uczynku.
Tej wrażliwości na Boga obecnego w drugim człowieku uczył nie tylko służebniczki, ale też dzieci i młodzież. Od czasów bł. Edmunda minęło wiele lat, ale ta historia znajduje odzwierciedlenie w posłudze sióstr służebniczek, duchowych córek bł. Edmunda. Od wielu lat siostry w trosce o najbardziej potrzebujących podejmują posługę w kraju i poza jego granicami.
I tak np. w Gródku Podolskim, na Ukrainie, posługują w Domu Miłosierdzia dla potrzebujących i chorych. W tych dniach odkrywania Tajemnicy Bożego Miłosierdzia dziękując Bogu za to, że przez konkretne gesty okazuje nam swoją miłość i miłosierdzie zapoznajmy się z miłosierną posługą sióstr służebniczek dębickich w Domu Miłosierdzia w Gródku Podolskim.
Świadectwo s. Adrianny:
W kontekście przeżywanej Niedzieli Bożego Miłosierdzia, chcę podzielić się tym, jak posługa w Domu Miłosierdzia w Gródku Podolskim na Ukrainie jest wpisana w misję naszego Zgromadzenia i przedłużana wszędzie tam, gdzie posługują siostry.
Praca w Domu Starców, czy w ogóle ze starszymi i chorymi osobami, była moim pragnieniem od dawna. Zrodziło się ono, gdy posługiwałam wraz z innymi siostrami naszym starszym i chorym siostrom zarówno w Krakowie-Płaszowie jak i w Tuchowie. Ich radość i zadowolenie były dla mnie największym szczęściem. Odczuwałam to, o czym pisał nasz Drogi Ojciec Założyciel: oddanie uszanowania starszym szczególne zadowolenie mi sprawia.
O tym moim pragnieniu wiedział tylko Bóg i ja. Ponieważ nie jestem pielęgniarką, wydawało mi się to raczej nierealne w odniesieniu do mnie. Nie czekając na urzeczywistnienie tego, co zrodziło się w moim sercu, ze spokojem pełniłam różne prace zlecone mi przez Zgromadzenie, mając wiele okazji, by czynić dobrze wszędzie, gdzie Boża Opatrzność mnie postawiła.
Pewnego dnia zatelefonowała do mnie s. M. Inga Gęza, ówczesna Przełożona Prowincji Tarnowskiej, z propozycją podjęcia posługi w Domu Miłosierdzia w Gródku Podolskim na Ukrainie i już 5 sierpnia 2009 roku rozpoczęła się moja służba ubogim i chorym w tym środowisku.
W Domu Miłosierdzia przebywa od 40 do 60 pensjonariuszy. Na początku były to osoby prawie wszystkie chodzące, a w tej chwili w większości są już leżące. Dom prowadzony jest przez Zgromadzenie Księży Marianów, a więc centrum domu jest kaplica i codziennie sprawowana jest Msza Święta. Zatem korzystanie z sakramentów świętych jest dostępne w każdej chwili. Bogu niech będą dzięki za tego typu domy, gdyż w nich jest to wszystko, czego najbardziej potrzebuje każdy człowiek, a szczególnie chory, starszy, a czasem z poczuciem, że jest nikomu niepotrzebny. Bardzo ważna jest świadomość obecności i bliskości Boga w codziennym zmaganiu z chorobą, cierpieniem i niedołęstwem.
Wiele osób przyszło do nas w ostatnim stadium choroby i nigdy wcześniej nie korzystali z sakramentów świętych, gdyż albo nie byli wychowani w takim duchu, albo nie mieli takich możliwości ze względu na prześladowania. Potem zaś nie mieli odwagi a nikt im nie pomógł zbliżyć się do Boga. Tutaj odzyskali nowe życie przez spowiedź i sakramenty święte, i ze spokojem przeszli na drugą stronę życia. W mojej posłudze mam okazję, by przeżywać to, co czynił bł. Edmund Bojanowski: „Gdzie nie zdołał wydrzeć śmierci ciała, wyrywa przynajmniej duszę z piekła”. Zdarza się, że kontakt z rodzinami pensjonariuszy lub z pracownikami zaowocował również nawróceniem i otwarciem serc dla Boga.
Błogosławiony Edmund w swoim Dzienniku zanotował: „Jak to często Opatrzność pokazuje nam swoją pomoc”. I tak też jest i w Domu Miłosierdzia: utrzymujemy się tylko z rent pensjonariuszy i z ofiar ludzi dobrej woli, gdyż Państwo ukraińskie nie pomaga dziełom prowadzonym przez Kościół Katolicki. Bóg Miłosierny na co dzień okazuje nam, jak troszczy się o swoje dzieci i że to dzieło jest Jego dziełem. Im więcej pomagamy chorym, tym Bóg jest dla nas hojniejszy. Wciąż mamy braki, ale na nic, co jest konieczne dla naszych chorych nam nie brakuje – ten paradoks widzę na własne oczy.
Wspaniałym moim doświadczeniem jest uczenie się od chorych wiary i miłości do Boga – tej prawdziwej, której sprawdzianem jest godzina śmierci i ta prawda, że „dając otrzymujemy”. Przywołam dwa przykłady spokojnej śmierci: siedziałam przy babci, która umierała i zapewniałam ją, że Jezus na nią czeka, a ona wykrzyknęła z radością: „ja też na Niego czekam i już chcę być z Nim!”. Druga starsza pani na zapewnienie, że Jezus ją kocha odpowiedziała: „dziękuję Jemu”.
Bardzo często jestem świadkiem śmierci wielu osób, które ze spokojem przechodziły na drugi brzeg. Zatem nikt nie jest tak biedny, żeby nie mógł coś ofiarować, bo nawet na łożu śmierci możemy głosić orędzie wiary i miłości do Boga.
I jeszcze przywołam kolejne słowa bł. Edmunda o tym, że „Bóg wybiera słabe narzędzia, by móc miłosierdzie swoje rozlewać”. Codziennie dziękuję Bogu za wszystko, czego pozwala mi doświadczać i proszę Go, by takim niegodnym narzędziem jak ja mógł się nadal posługiwać ku Jego większej chwale.
Tydzień Miłosierdzia przeżywam każdego dnia, gdyż mogę przychodzić z pomocą tak wielu osobom. Zatroskanie o to, by chorym było dobrze, by zaradzić im potrzebom jest moim wielkim szczęściem i radością. Bogu dziękuje też za to, że już wielu pracowników naszego Domu Miłosierdzia jest zapalonych tą samą troską.
Prawie dwunastoletnia posługa w tym środowisku pozwala mi odczuwać to, co jako duchowa córka bł. Edmunda mogę wyrazić parafrazując Jego słowa, że wiele mam do dziękowania i wiele do proszenia, żeby świat, przez moje ciągłe nawracanie się, stawał się lepszy. W ten sposób chcę wywdzięczyć się Bogu moimi ubogimi służbami za tak mnogie skarby Jego Miłosierdzia względem mnie i tych, którym pozwala mi służyć.
s. M. Adrianna