Dziś media podają różne recepty na zbawienie i zdrowie tu na ziemi. Mówią: odmów taką czy inną modlitwę kilka razy, a będziesz zdrowy na ciele, a przy tym zbawiony. Ale żadna recepta nie jest potrzebna, tylko patrzenie z wiarą, jaką miał św. Józef.
Taką silną, prostą, góralską wiarę miał mój Kochany Tatuś Józef, wielki czciciel św. Józefa. To właśnie moja odpowiedź na nabożeństwo do Opiekuna Świętej Rodziny. Tata zaczynał pracę od zrobienia znaku krzyża. Zapytałam Go: „Co mówisz po cichu? A Tato odpowiedział: „Św. Józefie, pilnuj mojej Rodziny i błogosław mi w pracy, która jest podobna do Twojej”.
Tata robił beczki, różne wiadra, tak zwane skopce – cebrzyki, a dziś znane jako miski. Tak zaczęłam się modlić wezwaniem: „Św. Józefie, módl się za mną”. W moim domu rodzinnym na ścianie był obraz św. Rodziny. Kiedy umiałam już czytać, to wtedy, gdy wypadała moja kolejka na pasienie krów, brałam książeczkę i uczyłam się Litanii do św. Józefa. Mając 11 lat umiałam ją już na pamięć.
Gdy wybierałam się do klasztoru, podeszłam do Rodziców, aby poprosić o błogosławieństwo. Tatuś powiedział mi wtedy: „Pamiętaj, że św. Józef był z Tobą, jest z Tobą i będzie z Tobą”…
Nigdy świadomie nie opuściłam Litanii do św. Józefa, a kiedy otrzymałam od siostry Józefitki Koronkę do św. Józefa, to po dziś dzień odmawiam ją w różnych potrzebach, a szczególnie za Kościół św., Ojca Świętego, za nasze Zgromadzenie i za Matkę Generalną. Od 25 lat noszę zawsze przy sobie maleńką figurkę św. Józefa, którą pragnęłam mieć, aby był zawsze ze mną.
Dziękuję, że mogłam się podzielić moją historią związaną z tym Świętym. Proszę wszystkich o modlitwę, aby św. Józef, z Jezusem i Maryją, był przy mojej śmierci. Ktokolwiek pragnie żyć tu szczęśliwie i zamknąć życia bieg kłopotliwy, radośnie zamknąć przy śmierci oczy – niechaj Józefa wzywa pomocy…
W moim pokoju, przy figurce św. Józefa, mam nieustannie kartkę ze stałymi intencjami oraz z takimi, o które inni proszą.
s. M. Gertruda – 59 lat w Zgromadzeniu