„Pan dał i Pan zabrał. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” /Hi 1, 21/.
Błogosławiony Edmundzie, od dłuższego czasu pochylam się nad Twoją wielką wiarą w Bożą Opatrzność; zaufanie bez reszty, że „Bóg kieruje wszystkim” i pokorne – bez najmniejszego narzekania – przeżywanie trudów codzienności.
Przecież miałeś ich niemało! Słabe zdrowie, utrata rodziców, przerwanie studiów, a potem cały szereg trudności z założeniem, kierowaniem i utrzymaniem Zgromadzenia. Nieustanne przeliczanie, czy wystarczy na wszystko, wyzbywanie się majątku, a w konsekwencji nawet domu rodzinnego, wiele nieprzespanych nocy i ciągłe myślenie o zaradzaniu rosnącym potrzebom materialnym i duchowym ówczesnego człowieka… tak można by mnożyć przykłady. Zadziwiająca jest jednak Twoja postawa! Nie słychać z Twoich ust słowa skargi, zwątpienia, nie błyska nawet chwilowa myśl, że to wszystko jest bez sensu, że na marne się trudzić! Idziesz coraz dalej, nie oglądając się za siebie. Wytężając siły ku temu, co przed Tobą /por. Flp 3, 13/. Biegniesz! Ale nie biegniesz na próżno /por. Flp 2, 16/, bo do tego biegu zaprosiłeś Boga! Zdumiewam się tym, że w tych po ludzku najtrudniejszych chwilach, zawierzasz wszystko Panu Bogu i czekasz. Czekasz cierpliwie. A kiedy dostajesz odpowiedź – pokornie wszystko wypełniasz.
Skąd u Ciebie, Drogi Ojcze, taka postawa? Ja, gdy coś idzie nie po mojej myśli zrzucam winę na innych, wzbiera we mnie złość albo w myślach rozważam, czy będzie mi się to opłacało, czy przyniesie mi korzyść. Dlaczego?! Dlatego, że zamiast nadzieję pokładać w Bogu – składam ją w ludziach lub rozmaitych rzeczach. Bł. Edmundzie, czułeś swoją zależność od Boga, a współczesny człowiek (czasem także i ja) nie lubi być od nikogo zależny. Sam woli kierować własnym życiem, sam decydować, sam zapewniać sobie byt. Ulega pokusie, że siebie może postawić w miejscu Boga lub co gorsze – samemu być, jak Bóg! Dziś, człowiek zamiast ufać Bogu liczy na człowieka, urządzenia, wynalazki, które przecież są zawodne, a kiedy nie dają oczekiwanych efektów czuje się zawiedziony i okradziony.
Jest jeszcze jedna pokusa. Ulegając trudnościom poddajemy się duchowi rozpaczy lub ciągłemu narzekaniu i plotkowaniu. To prowadzi do jeszcze większego rozjątrzenia, także człowiek zamyka się w świecie własnych krzywd i pielęgnuje swoje smutki, zamiast ufnie powierzyć się Bogu. I mnie czasem trudno o taką postawę. Dlaczego?! Odpowiedź jest prosta: to wymaga o wiele więcej trudu. Zamknięcia ust wtedy, gdy moja pycha tak przeraźliwie krzyczy o „sprawiedliwość”; znoszenia wszystkiego, co mnie spotyka z wielkim pokojem i cierpliwością; nie przestawania bycia dobrą, gdy spostrzegę, że nadużywają mojej dobroci; pozwolenia, aby inni triumfowali; nie upominania się o swoje prawa, wiedząc i ufając, że Bóg, gdy będzie potrzeba, sam się o mnie upomni.
Mnie często na to nie stać. Brakuje mi pokory, by uznać innych za lepszych od siebie i cierpliwości, by ze spokojem znieść odmienność innych.
Zdumiewa mnie Twoje, Błogosławiony Edmundzie, opanowanie. Panowanie nad odruchami, panowanie nad sobą. Ty nigdy nie mówiłeś; „to mi się należy, tak powinno być” lub „inni powinni widzieć, czego mi potrzeba”. Wiedziałeś, że „Bóg nie opuszcza sprawiedliwego, ani potomstwa jego, by o chleb żebrało…” /por. Ps 37, 25/. Z pokorą powierzałeś się Bogu i tego samego uczyłeś pierwsze Służebniczki, dlatego mimo nędzy, która wtedy panowała, siostrom nigdy nie brakowało potrzebnych środków do życia i posługi.
Dzisiaj pytam siebie: jak ja ufam Bożej Opatrzności?! Czy w ogóle w Nią wierzę? Czy jest jakaś przestrzeń we mnie, w której powierzam się Bogu bez reszty, całkowicie zostawiając kierowanie losami Bogu…?! Czy wszystko mam zawsze pod kontrolą? Jak reaguję, gdy plany Boga są inne niż moje…? Czy mówię wtedy w głębi serca: << Jezu, ufam Tobie! >>, czy raczej << Jezu, zabierz to ode mnie! >>?
Gdy porównuję swoje troski do Twoich, Ojcze Edmundzie (jak przeżywam je ja, a jak Ty), to widzę, jak bardzo brakuje mi wiary! Bóg o wiele bardziej wystawiał Cię na próbę, a Ty zawsze mówiłeś jedno: Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? /por. Hi 2, 10/.
Za wszystko Bogu dziękowałeś! We wszystkich widziałeś Boga. A mnie dzisiaj tak trudno dostrzec Ciebie w codzienności, w drugim człowieku, bo często oczy utkwione mam w samą siebie. Ty nie bałeś się ryzykować wszystkiego i pozwolić Bogu układać swoje życie, jak On tego chciał. Mnie tak czasem trudno zgodzić się na jakąś zmianę planów. Wszelkie próby i doświadczenia, jakie zsyłał na Ciebie Bóg tylko potwierdziły, że On dla Ciebie w życiu był najważniejszy. Swoją postawą dawałeś temu piękne świadectwo!
Pomóż mi, Ojcze Edmundzie przeżywać moją codzienność, trudności w pokoju serca, z wiarą, że Bóg ma mnie w swoich dłoniach i zawsze troszczy się o mnie. Niech brzmią mi w uszach słowa, które wypowiedziałeś po powodzi, widząc jej skutki: „Opatrzność miała nie do odgadnienia dziś widoki ku przyszłej korzyści Instytutu”, abym i ja umiała tak ufać Bogu!
Błogosławiony Edmundzie, przykładzie ufnego zawierzenia Bogu, módl się za nami!
s. M. Anna Sak