„Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu.” (Dz.20,35)
Mamy początek XXI wieku. W jakim punkcie znajduje się ludzkość? Czy stać jeszcze współczesnego człowieka na gest bezinteresowności? Minął rok niesamowitej, czasami wręcz morderczej walki z pandemią. Były momenty wielkiej przegranej z wirusem, ale też chwile radosne, pełne nadziei. Myślę, że nikomu nie przyszło na myśl kilka lat temu, z jakimi wyzwaniami będziemy się zmagać w 2020 i 2021 roku. To szczególne zadanie, by sprostać tym trudnym sytuacjom.
Jak zdajemy egzamin dziś, wobec tylu będących w potrzebie? Czy stać nas na bezinteresowność wobec człowieka samotnego, trudnego, może zagubionego w tym świecie ogólnoświatowej pandemii?
By ułatwić odpowiedź na to pytanie, chciałabym podać kilka myśli na temat znaczenia słowa „bezinteresowność”. Co mamy myśleć, jak mamy rozumieć znaczenie tego słowa? Czy to dar od Boga, czy wspaniała zaleta? Ogólnie, jeśli mówimy o kimś, że jest bezinteresowny, mamy na myśli człowieka o wielkim sercu, kogoś, kto jest ofiarny, hojny w trosce o drugiego. Jeśli chcemy poszukać synonimów tego słowa to pomogą nam w tym takie określenia, jak: „ofiarność”, „poświęcenie”, „wspaniałomyślność”.
Trzeba nam też sięgnąć do źródła, czyli do Nowego Testamentu, by dostrzec tam zachętę Jezusa do bezinteresowności: „Jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?” (Mt 5,46). Jezus zachęca nas, byśmy się nie zamykali w „swoim ogródku”, by nasza miłość szła dalej. Nie oglądajmy się na pochwały w codziennej posłudze i pracy. „Kiedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą… Niech nie wie Twoja lewa ręka, co czyni prawa” (Mt 6,2 n). Czyniąc wokół dobro nie żałujmy siebie i własnego czasu. Nie bójmy się szkód, strat, które przy tej okazji poniesiemy. Popatrz, skoro dajesz – to znaczy, że masz poczucie posiadania więcej niż inni. Warto to przemyśleć. Może masz więcej czasu, pieniędzy, cierpliwości, zrozumienia, delikatności. Jak dobry Samarytanin, który zatrzymał się, bo tak dyktowało mu jego serce. Czy jak Weronika, która na Drodze Krzyżowej zadbała o to, by zbolała twarz Chrystusa została otarta z brudu ludzkiego grzechu. Czy spodziewała się, że jej chustę z odciśniętą twarzą Boskiego Mistrza będziemy oglądać do dziś? W wolności zrozumiała słowa Jezusa, że „więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”(Dz 20, 35).
„Bezinteresowność, która czyni człowieka wolnym, można osiągnąć tylko przez cierpliwe, codzienne, małe rezygnacje z samego siebie. Jedynie w tej codziennej pasji, która pozwala człowiekowi zobaczyć, jak bardzo wiąże Go jego „Ja”, człowiek krok po kroku się otwiera. Widzi tylko tyle, ile przeżył i wycierpiał” (Joseph Ratzinger).
Myślę, że każdy z nas miał doświadczenie w życiu sytuacji, kiedy przyjmował postawę człowieka bezinteresownego. I nawet, jeśli ani o tym nie myślał, ani tego nie zauważał, to zachodził w nim proces pogłębienia wewnętrznego.
Bo spójrzmy choćby na św. Matkę Teresę z Kalkuty. Ona zajmowała się nędzarzami na pewno nie w tym celu, żeby się samej uszlachetnić. „Wszystko co Bóg nam daje, to nie po to, aby zatrzymać dla siebie, ale by się tym dzielić. Im mniej mamy, tym więcej jesteśmy zdolni dać” (św. Matka Teresa). Była wymagająca i konsekwentna, przede wszystkich wobec siebie, ale również wobec swoich współsióstr oraz wobec współpracowników. Mawiała bowiem: „Spójrzcie przed snem na swoją dłoń i zapytajcie siebie samych. Co uczyniłem dziś dla Jezusa? Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mniecie uczynili”. Jednak na tym Bożym świecie jest taka cudowna zasada, że bezinteresowność wobec najbardziej potrzebujących czyni człowieka duchowo coraz piękniejszym. „Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia prawdziwego poczucia spełnienia” (Anthony Robbins).
Dlatego też bezinteresowność jest elementem niezastąpionym w jakiejkolwiek posłudze, zwłaszcza chorym, biednym i potrzebującym. Warto zaznaczyć, że w dziejach Kościoła nie było ani jednego pokolenia, w którym by zapomniano o ewangelicznych wezwaniach do bezinteresownej miłości. Tak wielu mamy świętych, błogosławionych, którzy swoim życiem i postawą dali nam przykład bezinteresownej miłości w posłudze. Warto wspomnieć naszego Założyciela, błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. Z heroiczną odwagą szedł do chorych, zakażonych, by pielęgnować, czynić ostatnią posługę. Zbierał opuszczone, samotne i głodne dzieci: „Józinka sierotka słaba, miewa jeszcze febrę: z uśmiechem aniołka powitała mię i rączkami za szyję obejmowała. Jeden taki uścisk niewinnej sierotki wynagrodziłby najcięższe trudy i umartwienia dla nich podejmowane” (Dz.17.05.1953). Odwiedzając chorych w Instytucie Gostyńskim, swoje kroki kierował ku potrzebującym: „Przy piątku odwiedziłem chorych i chcąc im posłużyć starym obyczajem, nakarmiłem jednego bardzo słabego chorego, który sam łyżki utrzymać nie może” (Dz.26.05.1983). Tą „zaraźliwą dobrocią” dzielił się z innymi, a przede wszystkim wpajał ją i przekazywał pierwszym służebniczkom.
Powinnyśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak my służebniczki dziś niesiemy nadzieję, ale przede wszystkim wymierną pomoc osobom pokrzywdzonym przez los, chorym, niezaradnym życiowo, pozostawionym samym sobie, opuszczonym przez państwo, a czasem niestety, także przez najbliższych.
„Miłość zaczyna się rozwijać dopiero wówczas, gdy kochamy tych, którzy nie mogą się nam na nic przydać” (Erich Fromm).
Tę formę miłości doskonale zrozumiała i ukazała nam błogosławiona Hanna Chrzanowska – krakowska pielęgniarka. Prekursorka i pionierka pielęgniarstwa środowiskowego w Polsce.
Bł. Hanna Chrzanowska źródło bezinteresowności znalazła w ludzkim sercu. Poprzez swoje działania uczyła pielęgniarki, że pielęgniarstwo domowe składa się z dwóch etapów: służby ciału i służby duszy, i to stanowi służbę pełnemu człowiekowi. Powtarzała podopiecznym:
„Chociaż nieustannie w pracy naszej kładzie się nacisk na same usługi ściśle pielęgniarskie, ani na chwilę nie wolno nam zapomnieć, że z nimi nierozłącznie są związane usługi dla psychiki, duszy chorego…. Służyć w tym duchu – to czerpać ze źródła radości” (bł. H. Chrzanowska). Stanowi ona wzór dla wszystkich pielęgniarek i wszystkich zajmujących się chorymi, potrzebującymi. Po pięknym i wyczerpujący życiu zawodowym w 1961 roku dała takie świadectwo: „Długie lata byłam instruktorką, dyrektorką. Kierowałam, rządziłam, egzaminowałam. Co za radość na stare lata dorwać się do chorych: myć, szorować, otrząsać pchły. Prostota, zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Wycofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu, nie traktować chorego jako drabiny do nieba. Chyba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolne od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych” (bł. H. Chrzanowska).
Zatem w tym trudnym i niepewnym czasie, jako Służebniczki Bogarodzicy Niepokalanie Poczętej bądźmy świadkami bezinteresownej miłości w miejscach naszej posługi, wobec spotykanych na naszej drodze ludzi, a szczególnie wśród tych, którzy powierzeni są naszej opiece i wychowaniu.
s. M. Ligia Wlezień