Tak wieloma sprawami i troskami zajęte jest nasze serce. Biegamy, załatwiamy, dzwonimy, itp. Tymczasem, nasze życie jest ulotne i kruche, kończy się zawsze jakby zbyt wcześnie. Ksiądz Twardowski dopowiedziałby, że „zostaną po nich buty i telefon głuchy”[1]. Co zatem jest ważne? Czym winno być zajęte nasze serce? Jako chrześcijanie, mamy prostą odpowiedź na kartach Pisma Świętego: „Cel waszej wiary — zbawienie dusz”[2].
Tę prawdę doskonale zrozumiało wielu Świętych i Błogosławionych, którzy całe swe życie ofiarowali, by ratować ludzkie dusze od potępienia. Jednym z nich był bł. Edmund Bojanowski. W Regule, napisanej dla sióstr założonego przez siebie Zgromadzenia znajdujemy taki zapis:
„Jeśli się zdarzy chory bezbożny, takiego z największą gorliwością, ale i z największą ostrożnością mają się starać nawrócić do Boga. Najprzód łagodnie (…), a jeżeli śmierć się już zbliża, błagać, prosić, zaklinać i wszystkich sposobów miłości chrześcijańskiej używać, aby duszę jego ginącą jeszcze uratować, znosząc cierpliwie gniew, a nawet obelgi ze strony chorego czynione”[3].
W innym zaś miejscu Reguły dodaje: „Jeśli chory nie jest obeznany we wierze św., siostra powinna obrócić mowę ku temu, aby mu przynajmniej najważniejsze rzeczy: o Bogu,
o nieśmiertelności, o grzechu, o odkupieniu, o łasce, itd. wytłumaczyć”[4].
Czasy Edmunda i obecne czasy, są jakby braćmi bliźniakami. Niepokój w świecie, zmiany polityczne i szerzące się epidemie. Może właśnie dzisiaj, jak nigdy wcześniej, powinniśmy powracać do duchowego dziedzictwa tego świętego człowieka. Sam nie wahał się iść do domów naznaczonych krzyżem podczas cholery. Karmił, pocieszał i najważniejsze, przygotowywał na odejście. Czy widzimy analogię? Widmo zarażenia i niebezpieczeństwo odrzucenia przez innych. Samotność i brak przewodników duchowych. To już kiedyś było… Ale znaleźli się ludzie, którzy pokonali lęk, by nieść pomoc w najtrudniejszych warunkach. Potrzeba nam i teraz ludzi o wielkim sercu, którzy będą z odwagą i modlitwą na ustach, szli do zagubionych i zalęknionych chorych. Edmund zachęca: „Chorym, jako Chrystusowi Panu w miłości służąc, nie tylko ich ciała posługą chrześcijańską ratować, ale i ich dusze miłością i poświęceniem dla Pana Jezusa budować mają”[5].
W tekstach Bojanowskiego ujawnia się głęboka dojrzałość chrześcijańska. Godziny modlitwy i medytacji, a także głęboka formacja poprzez rekolekcje i osobiste studium Świętych Ksiąg, zaowocowały miłością do drugiego człowieka w konkretnych czynach. Pragnie przekazać to także swym duchowym córkom. „Siostry mają najstaranniej polecenia lekarza przy chorym wykonywać, ale przede wszystkim przynosić pociechę duchową choremu i jeżeli widzą niebezpieczeństwo, zawczasu postarać się o sprowadzenie księdza i przygotowanie chorego do przyjęcia sakramentów świętych”[6]. Nie ma więc tu miejsca na rzewną, podszywaną emocjami pobożność, ale ugruntowaną i oddaną służbę Bogu. W jednym z listów do s. Leony Jankiewicz czytamy: „Zasilone przyjęciem Najświętszego Sakramentu szły (siostry) na niebezpieczeństwa mężnie i ochotnie”[7].
Prośba o modlitwę w intencji nawracania się dusz kierował niejednokrotnie sam Pan Jezus. „Masz ratować dusze ofiarą i modlitwą. Modlitwą i cierpieniem więcej zbawisz dusz, aniżeli misjonarz przez same tylko nauki i kazania„[8]. Gdyby Edmund żył w naszych czasach z pewnością nie byłby obojętny na te słowa. Życie każdego chrześcijanina, a jeszcze bardziej osób Bogu poświęconych, winno być przepojone modlitwą i uczynkami dobroci. To one nadają sens i smak naszej ludzkiej egzystencji. Zrozumienie tego jest łaską i zaproszeniem do pogłębionej modlitwy. Święta Faustyna pisze w swym Dzienniczku: „Wtem uczułam w duszy pragnienie zbawienia dusz i wyniszczania się za biednych grzeszników. Ofiarowałam się z konającym Jezusem za świat Ojcu Przedwiecznemu„[9]. Na tę postawę sam Jezus daje odpowiedź: „Zawsze Mnie pocieszasz, kiedy się modlisz za grzeszników. Najmilsza Mi jest modlitwa – to modlitwa o nawrócenie dusz grzesznych; … ta modlitwa jest zawsze wysłuchana”[10]. Czyż więc nie warto podejmować akty miłości
i wyrzeczenia dla biednych grzeszników? Czy możemy trwać w marazmie lub ułudnych marzeniach o wielkich czynach, gdy tymczasem każda nasza chwila i każda niedogodność może być ofiarowana za innych, jako ekspiację?
„Błagałam Boga o miłosierdzie dla biednych grzeszników, którzy w tej chwili zostają w skonaniu. I w tej chwili otrzymałam Bożą odpowiedź wewnętrzną, że tysiąc dusz otrzymało łaskę za pośrednictwem modlitwy, którą do Boga zanosiłam. Nie wiemy, jaką liczbę dusz zbawić mamy swymi modlitwami i ofiarą, dlatego módlmy się zawsze za grzeszników„[11].
s. M. Agnieszka Surmacz
[1] Jan Twardowski, „Śpieszmy się”
[2] 1P 1,9
[3] Reg.81
[4] Reg.80
[5] Reg.48
[6] Reg.78
[7] List do s. Leony Jankiewicz, 14.11.1866
[8] Dz 1767
[9] Dz 648
[10] Dz 1397
[11] Dz 1783
Obraz photosforyou z Pixabay