„Rozwijająca się cała myśl musiała przyjąć kształty wyraźne” i to według najpewniejszej drogi „tradycji kościelnej”. (Z Listu E. Bojanowskiego do Arcybiskupa Leona Przyłuskiego 8.12.1855 r.)
Spróbujmy oczami wyobraźni i serca przenieść się w tych dniach do XIX wieku, konkretnie do Grabonoga, Gostynia, Podrzecza, gdzie bł. Edmund Bojanowski spędzał swoje życie wierząc, że gdzieś nas posadził Boże, tam wyrastamy i w proch się rozsypujemy po upałach życia naszego. Po powrocie w rodzinne strony, z wyrokiem śmierci w wieku 24 lat nasz Ojciec Edmund nie zamknął się w swoim dworku i nie czekał na śmierć, którą przewidywali i wyrokowali lekarze. Jako człowiek, który wierzył, że to Bóg kieruje wszystkim i Jego Opatrzność prowadzi każdy dzień, i każdy krok więc szukał w tym trudnym wydarzeniu planu Boga.
Bardzo szybko trafił do wielu Towarzystw Dobroczynności, ofiarowując swój czas, troszcząc się o potrzebne finanse, aby propagować czytelnictwo, wspierać ubogich i tworzyć dla nich miejsca samopomocy sąsiedzkiej. W codzienności odkrywał wolę Bożą, która zawsze prowadziła go od modlitwy do konkretnego człowieka i od człowieka i jego spraw – do Boga. Szczególnym czasem było założenie Instytutu i troska o chorych i sieroty, które głównie cierpiały z powodu braku miłości rodziców.
Epidemie, które kilkakrotnie dotknęły mieszkańców Gostynia i okolicy były czasem ogromnego zaangażowania bł. Edmunda w konkretną pomoc zarażonym. Był jak Miłosierny Samarytanin: służąc umierającym sprowadzał do nich kapłanów, modlił się i towarzyszył w ogromnych bólach i cierpieniach całych rodzin. Doświadczenie to szczególnie i bardzo wyraźnie wskazało nową drogę w życiu bł. Edmunda.
Dostrzegając ogromną potrzebę odrodzenia Narodu, odnowienia rodzin i troski o religijne wychowanie dzieci i młodzieży oraz o umocnienie wiary w Boga w prostym ludzie, odkrył swoje ojcowskie powołanie. Myśli o wychowaniu i przekazie wiary zapewne przynosił na modlitwę powierzając w matczyne dłonie Maryi jego pragnienia o otwieraniu Ochronek wiejskich.
Za początek powstania Zgromadzenia przyjmuje się datę 3 maja 1850 roku, kiedy to we wsi Podrzecze koło Gostynia została otworzona pierwsza Ochronka. Trzy wiejskie dziewczęta zajmowały się dziećmi, na przemian pracowały w polu i odwiedzały chorych. Idea służby na wzór Chrystusa, który był Sługą i Maryi Służebnicy Pańskiej tak bardzo pociągała Bojanowskiego, że pierwsze przewodniczki ochrony już w 1851 roku nazwał „Służebnicami”, później „Służebniczkami”. Oficjalna nazwa podana przez Założyciela to Służebniczki Bogarodzicy.
W Dzienniku 23.06.1854 r. odnajdujemy zapis wskazujący na tworzące się więzi w powstałej wspólnocie: Przewoźna nie może się nacieszyć ze zgody i przychylności wzajemnej, jaka się między Służebniczkami Ochrony pokazuje. Przy okazji otrzymania listu dla przewodniczek pracujących w ochronce podrzeckiej w sierpniu 1854 r. Bojanowski pierwszy raz określił je mianem „Sióstr”. W Dzienniku 19.07.1854r. odnajdujemy wspomnienie dnia ubrania służebniczek w jednolity strój. Po odprawionych rekolekcjach przekazał im jednolity ubiór. Miły był dla mnie widok trzech świeżo w błękitne suknie ubranych służebniczek Ochronki Podrzeckiej przystępujących z dziwną skruchą i wzruszeniem po trzechdniowych rekolekcjach do komunii św. W Dzienniku pod datą 7.05.1856 r. czytamy, że do tego stroju O. Założyciel dał ochroniarkom krzyżyki.
Ogromną pomocą w powstawaniu ochron i tworzeniu Zgromadzenia miał Jan Koźmian. W jednym z Listów z dnia 25.01.1855 r. Bojanowski dzieli się swoimi nadziejami i troskami serca:
List Pański wielce ożywił we mnie nadzieję przyprowadzenia do skutku Bractwa Ochronkowego, które lubo miałem zawsze na celu przy urządzaniu ochronek, nie śmiałem przecież dotąd przystąpić bliżej ku temu, nie znajdując nikogo, co by skutecznym poparciem moich usiłowań, obiecywał mi pomyślne osiągnięcie celu. Teraz dopiero w radzie i pomocy Pańskiej zupełną pokładam ufność zorganizowania nareszcie tej instytucji i mam w Bogu nadzieję, że przy takowym namaszczeniu religijnym, zaczęłaby dopiero prawdziwie błogie wydawać owoce.
Wszystko, co mi Kochany Pan piszesz w tym względzie, trafia mi niezmiernie do serca i za niezbędne poczytuję warunki ku należytemu rozwinięciu Ochronek. Chciej Pan tylko nadal nie odmawiać mi Swej najłaskawszej pomocy, a przede wszystkim wskazać istniejące już reguły, które by za wzór wziąć wypadało. Powzięte z dotychczasowych Ochronek doświadczenie posłuży dostatecznie do uzupełnienia reszty. Nie mam tu nikogo, co by mnie oświecił w tym względzie, dlatego ośmielam się Kochanego Pana tym trudzić. Wszelkich potrzebnych wskazówek z największym upragnieniem wyglądać będę i całej usilności dołożę, aby jak najprędzej z nich korzystać.
Co do kandydatek na teraz do Kopaszewa i Turwi potrzebnych, porozumiemy się jeszcze przed Wielkanocą.
Polecam się pobożnej pamięci Kochanego Pana i najserdeczniej pozdrawiam. E. Bojanowski
Natomiast już za miesiąc od wyżej przytoczonego Listu odnajdujemy w Dzienniku, 24.02.1855 następujący zapis:
Z Koźmianem ułożyliśmy główne punkta przyszłej ustawy dla Bractwa Ochroniarek, którym nadałem nazwę Służebnic Najśw. Panny. Ułożyliśmy nadto utworzyć w Domu Miłosierdzia wydział seminaryjny dla ochotniczek wiejskich. Dzięki więc Bogu najmiłosierniejszemu, zamysły moje od lat już 10ciu zawsze stateczną nadzieją żywione, zaczynają teraz przychodzić do skutku. Oby Bóg dobrotliwy pobłogosławił szczerem usiłowaniom naszym.
Sprawy Zgromadzenia stały się codziennością bł. Edmunda. Z kart Dziennika i Korespondencji możemy odczytać i poznać naszą historię i przeżycia Założyciela oraz jego ogromną troskę o jedność z Kościołem.
Pod datą 22.08.1855 r. w Dzienniku czytamy następujące słowa: Biskup Stefanowicz przyjął nader łaskawie opiekę duchową nad naszemi Służebniczkami Bogarodzicy i z rozrzewnieniem słuchał naszego opowiadania o początkach. Ks. Arcybiskup Leon Przyłuski udzielił mi błogosławieństwa, które klęcząc przyjąłem.
Michał złożył na cel ochronek wiejskich i ich służebniczek kasowy bilet 50 tal. Serdecznie mu za tę ofiarę podziękowałem, tem serdeczniej, iż to jest pierwsza na ten cel ofiara! – jakoby pierwszy owoc otrzymanego przed chwilą błogosławieństwa arcypasterskiego!
Wieczorem długo chodziliśmy po mieście jeszcze, a cały dzień jedynym prawie przedmiotem naszych rozmów, była sprawa zawiązującego się Zgromadzenia Służebniczek Bogarodzicy. Niech mu Bóg błogosławi za jego udział i pomoc!
Noszonymi w sercu pragnieniami odnośnie do Służebniczek i ich bycia we wspólnocie Kościoła dzielił się dopiero po latach w Liście do Arcybiskupa Poznańskiego Leona Przyłuskiego z dnia 8.12.1855r.
(…) Od lat kilku zajmowała mię myśl urządzenia Ochronek wiejskich pod dozorem dziewcząt wiejskich; miałem na względzie, raz: korzyść małych dzieci wystawionych po wsiach przez zaniedbanie lub niewiadomość rodziców na zepsucie przedwczesne, po wtóre: uświęcenie kobiet wiejskich, a przez to wpływ na podniesienie i umoralizowanie ludu wiejskiego. W r. 1850 pozwolił mi P. Bóg zamiar mój urzeczywistnić, a to w ten sposób. Zebrałem trzy dziewczęta i gdy gospodyni Franciszka Przewoźna w Podrzeczu ofiarowała im pomieszczenie (pobożna ta kobieta umyślnie przybudowała do domu swego izbę Ochrony), otworzyłem we wsi Podrzeczu Ochronkę.
Zbierając w jedno trzy młode dziewczęta, miałem na względzie, aby połączyć pracę ręczną z dobroczynnością już to dlatego, żeby dziewczęta poświęcające się prowadzeniu Ochronek utrzymywały się w jędrności moralnej, jaką tylko pracowitość daje, już żeby w pracy ich znaleźć do pewnego stopnia środki utrzymania Ochronek.
Powoli znalazło się nieco więcej dziewcząt, które przysposobione przy tamtych, wprawiły się do prowadzenia Ochronek.
Dziewczęta te zajmują się z kolei dozorem dzieci tak, że jedna zostaje w domu, a dwie inne idą do roboty, jaką im ich zwierzchność wyznaczy, od żadnej pracy nie wyłączając się. Pobierają zasługi i dostają żywność, tak jak zwyczajne dziewki dworskie.
Odbywały one kilkakrotnie ćwiczenia duchowne pod przewodnictwem księży: Rogowskiego – misjonarza i Baczyńskiego – jezuity. Przystępowały także i przystępują często do św. Sakramentów.
Dotąd związane są prostą trzyletnią obietnicą, a od czasu jak Jaśnie Oświecony Pan, do którego idąc za przepisem kościelnym, udałem się o tymczasowe upoważnienie, raczyłeś mi takowego udzielić, obserwują Regułę, którą tu przyłączam, a którą Wielebni Ojcowie Kajsiewicz i Semenenko z odwołaniem się do osób doświadczonych w Rzymie ułożyli. Jak Jaśnie Oświecony Pan łatwo zobaczysz, Reguła ta jak najdobitniej nowy Instytut władzy diecezjalnej poddaje.
Cośkolwiek bądź, rzecz cała nie miałaby podstawy ani przyszłości, bez pewnych niezbędnych warunków. Chodzi mianowicie o śluby trzyletnie, które by zabezpieczyły dziewczęta poświęcające się na służbę Bożą w Ochronkach od pokus i nagabywań zwyczajnych na wsiach. Śluby te nie mogą być krótsze, boby inaczej myśl dziewcząt była ciągle na zamążpójście zwrócona. Udaję się zatem z pokorną prośbą do Jaśnie Oświeconego Pana, abyś raczył upoważnić duchownych Archidiecezji do przyjmowania od Służebniczek Najśw. Panny ślubów trzyletnich (…)
List do Arcybiskupa ukazuje nam wielkie duchowe pragnienia, aby Służebniczki były pod opieką Kościoła, by w tej wspólnocie, do której zostały włączone przez chrzest święty tworzyły „małą społeczność” – jak pisał w Regule Bojanowski.
W codzienności Edmund dbał o formację zgłaszających się do Ochrony Sióstr. W Dzienniku zauważamy, że jak tylko było to możliwe, rozmawiał z nimi we wspólnocie, ale też podczas indywidualnych spotkań. W kwietniu w 1853 roku odnajdujemy zapis takiego właśnie spotkania, które ukazuje jego troskę o sprawy duchowe, ale też i te z życia codziennego: Przybyła przed wieczorem Katarzyna Adamska z Ochronki Podrzeckiej zdać mi sprawę o biegu ich zatrudnień. Dzieci od poniedziałku z polecenia p. Węsierskiej uczęszczają liczniej. Nowotnal Marianna po trosze się oswaja, ale jeszcze mocno za domem tęskni. Posłałem jej przy okazji dzisiejszej medalik ładny z św. Aniołem Stróżem i św. Stanisławem Kostką oraz ozdobnie, czerwono oprawną książkę do nabożeństwa po śp. arcybiskupie Duninie na pamiątkę. Dotąd tej nowej służebniczki ochronnej wcale jeszcze nie widziałem. Ogród drugi na odrobek dostały i zajęte są teraz jego uprawą. Radziłem im sadzić na nim dużo kapusty i trochę cebuli, bo grunt dobry, a z tych płodów mogą mieć więcej pieniędzy.
Na wieczór ładna pogoda, gwiazdy. – Katarzynie Adamskiej dałem z resztki „Pokłosia” 1 tal. na jej zasługi i 1 tal. do wypłacenia za furmankę, która przywiozła nowotną kandydatkę Mariannę z Baszkowa.
Natomiast pod datą 12.07.1854 roku odnajdujemy ogromną troskę o wewnętrzne życie ochroniarek, o których myślał często podczas modlitwy: Byłem w kościele i u spowiedzi. Podczas modlitwy przyszła mi myśl, aby trzy służebniczki teraźniejsze posłać na trzydniowe rekolekcje do sióstr przed św. Wincentym, gdy takowe z sierotami teraz odbyć mogą. Myśl ta mocno mię zajęła i powziąłem nadzieję tym sposobem umocnić w pełnieniu obowiązków młode służebniczki.
Powstająca wspólnota przeżywała także chwile trudne i nieporozumienia spowodowane m.in. różnorodnością charakteru. Próbą były także odejścia pierwszych ochroniarek, często przez niezrozumienie do końca przez najbliższych zamysłu tego nowego Zgromadzenia. Próby te bł. Edmund znosił z cierpliwością i bez obwiniania kogokolwiek. Starał się ufać mówiąc: przecież to co robimy, to robimy dla Boga, a wobec takiego celu bardzo maluczkimi przedstawiają się przeszkody choćby najdotkliwsze. (Dziennik, 20.05.1853r.).
Natomiast rok później dzielił się spostrzeżeniami: Dziś przyszło mi na myśl, że powodem opuszczenia się ochroniarek była może moja zbytnia dla nich pobłażliwość. Przez wytrwałe i cierpliwe znoszenie jakiego bądź krzyża mogą nie tylko nabyć zasługi przed Bogiem, ale oraz przykładem swym ulżyć ciężaru tym towarzyszom prac, którzy sobie swój krzyż uprzykszają. Jest to zaiste wielkie wymaganie po młodych i słabych dziewczynach i trzeba im bardzo z wolna przydawać tych ciężarów, aby nie odbiegły od swoich dobrych intencji i aby rodzice, zwłaszcza majętniejsi, nie wycofali córek z służby ochronkowej. Ale zawsze to jest jedyna droga do prawdziwego i należytego rozwinięcia ich zadania. Daj Boże! Aby ta ostrzejsza próba nie przecięła nader słabego jeszcze wątka tej wykluwającej się dopiero instytucji. (Dziennik 9.11.1954 r.)
Często mówimy, że początki są trudne. Nasze były czasem wypełnienia się woli Bożej, jaką Pan Bóg przygotował dla bł. Edmunda Bojanowskiego. Prowadził go przez lata bardzo różnymi drogami. Dar cudownego uzdrowienia był momentem, przez który Bóg bardzo mocno związał naszego Założyciela z Maryją, która stała się dla niego Matką i Powierniczką. Doznając Jej codziennego wstawiennictwa dał nam Niepokalaną jako Patronkę i szczególny wzór do naśladowania. Bóg pozwolił mu też doczekać rozwoju Zgromadzenia.
Z każdym rokiem, można powiedzieć, spełniają się zapisane w Dzienniku 8.06.1857 r. słowa, które są naszym wołaniem o nowe i czyste dusze Służebniczek:
Nad brzegami jeziorka widziałem pełno kwitnących lilii białych wodnych. Pamiętam, że od lat dziecinnych szczególniejszy dla mnie urok miały te kwiaty. Nie mogłem się im i dzisiaj napatrzyć. To znowu patrząc na sięgające za tymi liliami dziewczęta pomyślałem: jeżeli z błota i dzikich zarośli nawodnych wyrastają tak śnieżnej i czystej białości kwiaty, czemuż by i z zaniedbanych, a nawet w zepsucie zagrzęzłych wiosek naszych nie miały bezpiecznie wykwitać czyste dusze Służebniczek Najświętszej Panny? Jak gdyby myśl moją odgadując, siostra Agnieszka przyniosła mi trzy takie lilie nad brzegiem jeziorka zerwane. Zapisuję to jako dowód pocieszający wyższych w niej instynktów ducha.
Bł. Edmundzie, Założycielu Zgromadzenia Służebniczek –módl się nieustannie za nami!
s. M. Katarzyna Szulc